Wybiegały Siebie. W rocznicę powstania fantastycznej grupy (galeria)

wybiegaj_02

Pierwszy trening Wybiegaj Siebie (fot. arch. własne A. Szlendak)

Dawno, dawno temu w odległej galaktyce ze szminką na ustach, w tiulowych spódniczkach, z wielką energią, czasami skurczami i bólem, rozpoczęła się walka dobra ze złem…

…no może nie tak dawno, bo zaledwie rok temu, może nie w odległej, bo w naszej legionowskiej galaktyce. Walka jednak się odbyła i trwa nadal, a jej rezultatem jest przebudzenie mocy, jakie powstało w kobietach, od kiedy przeszły na dobrą stronę i dołączyły, ba!!! stworzyły cudowną, babską ekipę Wybiegaj Siebie.

Wybiegaj Siebie – okiem Ani Szlendak

W słoneczny, ciepły, październikowy piątek kilkadziesiąt super babeczek wstało z kanapy, spieszyło się z pracy, z domu, by o 18 stawić się przed Dworcem PKP w Legionowie i rozpocząć lub kontynuować swoją przygodę z bieganiem. Na pierwszym treningu narodziła się nowa nadzieja, wiele marzeń i planów.

Przebiec 1, 5, 10 kilometrów, zdobyć medal, dobiec do mety, udowodnić mężowi, że ja też mogę, zacząć się ruszać – to tylko niektóre z myśli, jakie krążyły w babskim kółeczku.
Po roku okazało się, że tych medali jest już całkiem pokaźna kolekcja, na koncie szereg kolorowych biegów, życiówki, przebiegnięte maratony, półmaratony, ultramaratony, hasanie po górach, biegi przeszkodowe, brodzenie w błocie, wodzie i morsowanie. Poza kolekcją medali każda z dziewcząt przekonała się, że wszystko się da, pokazały, że czasami dyrdymały w stylu Paulo Coelho się sprawdzają i wystarczy troszkę determinacji, wsparcia, chęci, by zrobić coś o czym się tylko lekko marzyło, a czasami wręcz nie śniło.

Nie tylko zaczęłam biegać, ale pierwszy raz od prawie 6 lat założyłam szpilki i drugi raz w życiu umalowałam usta na czerwono!!! – wspomina Ania Rybicka vel Ryba, która przy opiece nad niepełnosprawnym dzieckiem odnalazła w końcu siebie, zyskała większą siłę i motywację. Poza bieganiem jak wariatka (przebiegła 63-kilometrowy Ultramaraton Powstańca z marszu, mając w planach tylko dwa odcinki) zaczęła aktywować mamuśki i trzy razy w tygodniu organizuje dla nich treningi na Stadionie Miejskim w Legionowie.

Zorganizowanie treningów biegowych dla kobiet kiełkowało we mnie od dłuższego czasu. Wiedziałam, że baby są silne, że mogą wiele, że potrafią przekraczać swoje granice. Czasami jednak brakuje im motywacji i odwagi. Tę dostały w grupie. Chciałam je zmotywować nie tylko do biegania, ale do wszelkiego działania. I to się udało. Wybiegały Siebie i mają wybiegane.

W każdy piątek biegamy od 5 do nawet 10 kilometrów. Tempo i rodzaj treningu dostosowane jest do każdej uczestniczki. Jeśli zawita do nas mniej doświadczona osoba, to nie ma co się przejmować. Zatrzymujemy się co jakiś czas, robimy aktywne przerwy na ćwiczenia, odpoczynek. Ważne żeby się nie zniechęcić i nie czuć 5 kołem u wozu.

Blondynki, brunetki, rude, szczuplutkie i te z bardziej krągłymi biodrami, matki, żony, babcie, urzędniczki, panie psycholog, pedagog, księgowe, kobiety bardziej i mniej zapracowane. Na treningi przychodzą, a raczej przybiegają te, które dopiero zaczynają przygodę z bieganiem, jak i już wyćwiczone zawodniczki. Mimo równic w wytrenowaniu, osobowościach udaje się nam dawać coś z siebie i brać wiele od innych. Co ja tu będę się wywodzić. Oddaję głos, jednej z wybieganych: To fenomenalne, że są kobiety, które dogadują się już w tak wielkiej grupie, fascynujące przyciąganie, nowe przyjaźnie, a przede wszystkim zrozumienie – cieszy się Magda Wójcicka, która nie lubiła i nie lubi biegać, a cieszy się, na samą myśl o spotkaniach w grupie.

Przez ten rok sama siebie zaskoczyłam, tym co mogę zrobić i osiągnąć. Jestem z siebie dumna, czasami wątpili we mnie najbliżsi, ale moje siostry z Wybiegaj zawsze były obok, zawsze krzyczały Sarna – dasz radę. I dałam, za każdym razem – dzięki nim. Tak o tym, co dała jej grupa, opowiada Dorota Targońska, która obowiązki pracującej matki, łączy z treningami i zawodami, w których bierze udział. Uparta bestia, ciągle chce więcej i więcej. Na maraton zdecydowała się zaledwie tydzień przed nim. Koleżanka z grupy zaproponowała jej pakiet, a ta długo nie dała się nawiać i dumnie przebiegła ostatni Maraton Warszawski. W jej oczach widziałam łzy, kiedy podczas zaprzyjaźnionego Biegu Zająca, przybiegła jako pierwsza kobieta open na 5 kilometrów. Nadal myślisz, że się nie da?
Wiele dziewcząt z ekipy w życiu nie myślało o tym, by morsować, a te co myślały stale odkładały, bo na pewno jakoś trzeba się przygotować. Któregoś pięknego, acz chłodnego dnia wskoczyły w kostiumy, zabrały ręczniki, termosy z herbatą i skoczyły nie na głęboką acz w zimną wodę. Te skoki powtarzały się notorycznie w zeszłą zimę i na pewno będą się powtarzać w nadchodzące chłodne dni. Czy ktoś żałował? Tak – Iza Stasiorczyk – ostatnim rzutem na taśmę, zasmakowała moczenia w zimnie, plując sobie w brodę, że tak późno zaczęła. Na szczęście dla niej i dla nas: winter is coming.
Dziewczęta nie tylko zostały zmotywowane, ale ślą tę motywację w świat, ten domowy przede wszystkim. Ela Gniadek zmobilizowała swojego męża i w lipcu namówiła go na randkę w błocie. Przy okazji pozbyła się klaustrofobii. Wspólnie przebiegli Hunt Runa. Podobnie Kasia Maryniak, która również zgotowała mężowi niezły wypad w góry, a przy okazji taplanie się w błocie. Monika Warzecha, mocno uwierzyła w siebie, zaczęła nie tylko biegać ale i chodzić na zajęcia crossfit i gimnastykę sportową, co było jej marzeniem. Monika, jak i większość dziewcząt są motywacją dla swoich dzieci, które jak tylko jest organizowany bieg dla najmłodszych, chcą brać w nich udział, by też zdobywać medale.

Żeby nie było tak kolorowo, są też takie, które nie znoszą biegać. A może po prostu tak tylko mówią. Monika Rosińska wspomina o tym na każdym treningu, a potem jest zaskoczona, że udało jej się przebiec tyle kilometrów. Ze słowami „nigdy więcej”, zapisuje się na kolejny i kolejny bieg, by potem cały weekend spędzić gdzieś na ścieżkach biegowych. Podobnie Maja Opara – nigdy więcej półmaratonu, a potem postanawia przebiec maraton.

Dziewczyny z Wybiegaj zdobywają góry – dosłownie i w przenośni. Agnieszka Kłucińska swoje pierwsze 10 kilometrów, przebiegła zimą, właśnie w górach. I tu również szaleństwo się ujawniło, bo Aga – Fighterka z dnia na dzień postanowiła się wybrać w Pieniny i tam na miejscu zakupić pakiet. W tym roku pobiegnie ponad 20 górskich, śnieżnych kilometrów. Kiedy przyszła na pierwszy trening, powiedziałam jej, że widzę w niej potencjał. Miałam rację. Ona cały czas go wykorzystuje.

Wszystkie wykorzystują też swój wolny czas, by pomagać sobie w ciężkich chwilach. Angażują się w organizację biegów, akcji charytatywnych. Tu w wiele akcji włączyła się, wspierała i stała się pomysłodawczynią naczelnik Wydziału Zdrowia w Legionowie Ewa Milner–Kochańska. Ona również rok temu powróciła do biegania i rozpoczęła przygodę z szalonymi pomysłami sportowymi. Wspierają nas też i czynnie biorą udział w naszych wspólnych przedsięwzięciach legionowskie radne i działaczki. Ania Łaniewska pomogła w organizacji biegu w spódnicach „Zadzieram kiece i lecę”, a zapracowana Grażyna Chojnowska, jak tylko ma chwile to z duma wskakuje w koszulkę Wybiegaj siebie i z duma staje na podium w swojej kategorii i dumnie reprezentuję ekipę.

Te piątkowe treningi są jak balsam dla duszy, jak imperium, które kontratakuje w codziennym życiu. Co piątek wspólnie biegamy, by podzielić się swoimi problemami, radościami, by pogadać o facetach, dzieciach, preferencjach kulinarnych – zazwyczaj większość marzy o śledziach w konfiguracjach wszelakich, planach, pomysłach, marzeniach. I te się na pewno nie spełnią, ale zostaną zrealizowane.
A co nam dało Wybiegaj Siebie? Sam/sama sobie odpowiedz i wpadnij do nas w każdy piątek o 18.00 pod Dworzec PKP. Zbiórka przy windach Poczytalni.