Legionowo. Kupcy z Rupieciarni walczą o miejscówki dla swoich gratów

Targowisko_miejskie_Legionowo_5_maja_2014_24

Targowisko miejskie w Legionowie (fot. GP)

Osoby, z myślą o których na legionowskim targu powstała „Rupieciarnia”, narzekają na brak wolnych miejsc handlowych. Okazuje się, że coraz częściej sprzed nosa sprzątają im je zawodowi kupcy.

O nasilającym się zjawisku nic nie wie administrujący targowiskiem miejskim Komunalny Zakład Budżetowy (KZB). Według zapewnień spółki, jej pracownicy co niedziela kontrolują bazar rzeczy używanych, regularnie inkasując od „nieproszonych” handlarzy zwykle targowe taksy.

 

Zalegające w piwnicach i już nieprzydatne w domach graty można sprzedać, kupić, bądź się nimi wymienić w legionowskiej „Rupieciarni”. Od ponad 2 lat w niedziele nie płaci się za nieprzekraczające 8 m² miejsca na pchlim targu. Rosnąca w siłę klientela „Rupieciarni” jak magnes przyciągnęła liczne rzesze zawodowych kupców. Z kolei ich obecność utrudnia dostęp do bezpłatnych stoisk „amatorskim” handlarzom. – Na niedzielnych wyprzedażach garażowych często widuję kupców handlujących w zwykłe dni targowe na 2 innych miejskich bazarowych placach – mówi pan Jan z Legionowa.

Dostawczaki są na „Rupieciarni” już o świcie

Oczywiście, że nie w każdą niedzielę w „Rupieciarni” brakuje miejsc dla legionowian, którzy chcą się pozbyć niepotrzebnych gratów ze swoich domów. Problem nasila się w zależności od ładnej aury i bliskości dni świątecznych. O polowaniach na  darmowe miejscówki świadczy z pewnością liczba aut bardzo licznie zjeżdżających na targ o świcie, a czasami nawet i w środku sobotniej nocy. – Mimo że handel rupieciami rusza na ogół punktualnie o godzinie 9, duże i przeładowane różnorakim asortymentem dostawczaki przyjeżdżają tu nawet i 5-6 godzin wcześniej – zauważa 27-letnia Alicja, od czasu do czasu sprzedająca na legionowskim pchlim targu zabawki i ubrania, z których wyrosły jej dzieci. – Kiedy tuż przed godziną 5 wychodzę z psem na spacer, często są już rozstawiane ogromne stoiska z odzieżą – mówi pani Teresa, lokatorka ze spółdzielczego wieżowca nr 69, stojącego vis a vis legionowskiej „Rupieciarni” przy ulicy Leśnej 6.

Szkoda ich „amatorskiego” czasu?

– Aby spieniężyć raptem kilka zbędnych klamotów domowych, nie opłaca się przychodzić na targ tak rano. Szkoda mi czasu na kilkugodzinne wyczekiwanie pierwszych klientów, którzy i tak najwcześniej pojawiają się tu dopiero po godzinie 9 – skarży się pan Marcin. – Zjawiając się z towarem między godziną 8 a 9, często ryzykuje się niezastaniem żadnych wolnych miejscówek handlowych – dodaje kolekcjoner.

Kto i co może sprzedawać?

W zamyśle „Rupieciarnię” dedykowano osobom prywatnym, nietrudniącym się na co dzień zawodowym handlem. Przedsiębiorcom prowadzącym działalność gospodarczą w tym zakresie, pod regulaminowymi „groźbami” usunięcia stoisk firmowych i naliczeniami opłat targowych według obowiązującego cennika, zakazano zaś udziału w niedzielnych kiermaszach. Na lokalnym pchlim targu zabroniono także obrotu artykułami spożywczymi, żywymi zwierzętami, towarami nielegalnymi, niebezpiecznymi oraz tymi o nieprzyjemnym zapachu.

Nic nie wiedzą o porannych łowach

– Nie odnotowaliśmy żadnych sygnałów, jakoby to legionowianie pragnący pozbyć się niepotrzebnych już im rzeczy, mieli jakiekolwiek problemy ze znalezieniem wolnych miejscówek na pchlim targu – nie potwierdza skali problemu Anna Łaniewska, rzecznik prasowy legionowskiego KZB. – Co niedziela inkasenci odwiedzający „Rupieciarnię” pobierają standardowe opłaty targowe od zawodowych sprzedawców pozaregulaminowego asortymentu – uspokaja rzeczniczka miejskiej spółki, zapewniając zarazem, że ten konkretny plac targowy jest zarezerwowany przede wszystkim dla osób prywatnych, chcących pozbyć się niepotrzebnych klamotów domowych.

Skontrolowali sprzedawane starocie

Wieści o zawodowych sprzedawcach – i to nie tylko samych staroci – blokujących legionowianom dostęp do bezpłatnych miejscówek w ramach niedzielnej „Rupieciarni”, już w przeszłości docierały, tak do ratusza miejskiego, jak i do administrującego targowiskiem miejskim KZB. Urzędy już wtedy dostrzegły problem. Starały się jednak nie wyolbrzymiać go. Tłumaczyły ponadto, że tego nieuniknionego zjawiska nie da się przecież całkowicie wyeliminować. Aby sprawdzić, czym rzeczywiście handluje się na miejskim bazarze rzeczami używanymi, pracownicy KZB wszczęli wówczas rutynowe wyrywkowe kontrole. Podczas jednej z nich dość szybko wychwycono, że na legionowskim pchlim targu sprzedawane jest przysłowiowe mydło i powidło, zwłaszcza zaś rzeczy nowe, a nawet artykuły spożywczo-przemysłowe. O ile odzież z metkami firmowymi można było uznać za używaną, przynajmniej w niewielkim stopniu, o tyle w przypadku żywności podobne stwierdzenie w ogóle nie wchodziło w rachubę.

Second-hand pod gołym niebem

Obecnie wśród legionowskich „gratów” na ogół widuje się tony używanej odzieży, zabawek i innych artykułów dziecięcych, zaś niedzielna „Rupieciarnia” często zamienia się w ogromny ciucholand pod gołym niebem. Zdarza się, że można tu kupić dobre i mało zniszczone książki, płyty, gry komputerowe, unikatowe stare zegarki i biżuterię oraz wiele innych osobliwych staroci.

„Rupieciarnię” otwarto już ponad 2 lata temu na placu C targowiska miejskiego, między ulicami Jana III Sobieskiego, Marszałka Józefa Piłsudskiego i Piotra Wysockiego w Legionowie. Handel i wymiana rzeczy używanych, w zasadzie w nieograniczonym co do rodzaju asortymentu zakresie, początkowo odbywały się tu tylko raz w miesiącu. „Rupieciarnia” dość szybko zyskała jednak sympatię tak sprzedawców, jak i coraz częściej i liczniej zaglądających tu klientów. Z uwagi na widoczną gołym okiem, a czasami nawet i słyszalną gołym uchem smykałkę handlową legionowian, już w 2013r. pchli targ  odbywał się 2 razy częściej, bo w pierwszą i ostatnią niedzielę miesiąca.