Winni dyrektorzy szkół?

5204499510a91.jpg


Duźe emocje towarzyszyły dyskusji nad petycją między rodzicami dzieci z klas integracyjnych a urzędnikami legionowskiego Ratusza. Obie strony mówiły róźnymi językami i spotkanie nie przyniosło kompromisu. Urząd  twierdzi, źe jego działania wpłyną pozytywnie na poziom edukacji w klasach integracyjnych,  natomiast rodzice zarzucają urzędnikom całkowity brak zrozumienia problemu i podejmowanie działań bez odpowiednich badań i przygotowania.

8 czerwca w sali konferencyjnej Ratusza odbyła się zebranie Komisji ds. Oświaty, podczas której rozpatrywano petycję rodziców protestującym przeciwko zmianom oraz pismo od Rzecznika Uczniów Niepełnosprawnych. W zebraniu uczestniczyli z-ca prezydenta Piotr Zadroźny, naczelnik wydziału sportu i Edukacji Elźbieta Kiełbasińska oraz legionowscy radni. Obradom komisji przewodniczył Mirosław Pachulski.

Rodzice w obronie pedagogów wspomagających

Delegacja rodziców w skład której wchodziły Agnieszka Górska-Piątkiewicz, Joanna Dmoch oraz Katarzyna Kacperska  argumentowały powstanie petycji. Według nich zmiany narzucane przez samorząd nie są pozytywne dla rozwoju dzieci, rodzice i opiekunowie nie zostali poinformowani o sposobie ich przeprowadzenia. – Nauczyciel wspomagający w czasie jednej lekcji musi zapewnić  pięć programów dla uczniów z róźnymi potrzebami i jeden dla całej klasy. To fizycznie niemoźliwe – mówiła jedna z mam. – Klasy integracyjne miały umoźliwić lepszy start dzieciom wymagającym pomocy oraz dla dzieciom zdolnym – czyli całemu zespołowi integracyjnemu.

Kłamstwo

Elźbieta Kiełbasińska wyjaśniła, źe w klasach integracyjnych jest 15 dzieci bez orzeczeń oraz 5 z orzeczeniami. – Kłamstwem jest, źe dobierane są do tych klas dzieci zdolne, nie ma takiego przepisu – przekonywała naczelnik. W rzeczywistości w czasie naborów do klas integracyjnych rodzice co roku słyszą formułkę dotyczącą wyboru dzieci wyjątkowo zdolnych, które poradzą sobie czasie niesprzyjających warunków nauki i zapewnią odpowiedni wysoki poziom w klasie.

Wymiana ciosów

Podczas rozmów z obu stron padły mocne słowa dotyczące przedmiotu sporu. – Kaźdy przypadek wymaga osobnego pochylenia się nad dzieckiem – mówił Piotr Zadroźny. – W wielu miastach wprowadzany jest system ograniczający liczbę godzin nauczycieli a zwiększający ilość godzin indywidualnych. Pani Katarzyna Kacperska argumentowała, źe rodzice doskonale znają potrzeby swoich dzieci i w większości przypadków pomoc pedagoga specjalisty jest konieczna. Asystent – jakkolwiek miałoby się nazywać to stanowisko – nie będzie posiadał odpowiedniego wykształcenia by sprostać zadaniom, a nawet bez odpowiedniej wiedzy moźe szkodzić – próbowali tłumaczyć rodzice. Dla nich niezrozumiała jest decyzja, źe dwóch pedagogów będzie obecnych w klasach jedynie na takich przedmiotach jak język polski i matematyka. – Zajęcia plastyczne, muzyka czy inne są równie waźne dla prawidłowego dzieci – mówiły matki. Według rodziców, bez obecności pedagoga wspomagającego w większości przypadków nie będzie moźliwa prawidłowa realizacja programu. Wiele dzieci bez pomocy nie przyswoi sobie materiału.

Nie zabieramy ani złotówki

Elźbieta Kiełbasińska Tłumaczyła, źe w szkole nadal pozostanie 6 etatów dla pedagogów wspomagających, oraz 4 dla specjalistów – w sumie 10 etatów, zmieni się jedynie organizacja pracy. Przewodniczący RM Janusz Klejment zapewnił, źe ze szkoły nie zostanie zabrana ani jedna złotówka. – To dlaczego pedagodzy z 1,5 etatu będą mieli jeden? – zapytała Joanna Dmoch. – Ilość etatów się nie zmieni – zapewniał prezydent. Radny Szulc zapytał dlaczego rodzice są niedoinformowani. Wskazano winnych. – Dyrektorzy szkoły ponieśli klęskę – powiedział prezydent Zadroźny, obwiniając szkołę o dezinformację i wywołanie tego konfliktu.
Kaźda godzina terapii to dla naszych dzieci błogosławieństwo – prosili rodzice. Radny Płaciszewski zwrócił uwagę, źe rodzice nie chcą tych zmian. – Oni nie rozumieją dobroci tych zmian, które miasto im proponuje lub mają rację – zastanawiał się głośno. – Być moźe zostali nastraszeni przez nauczycieli – padło na sali stwierdzenie, któremu stanowczo się sprzeciwili rodzice.

Dwa światy

Rodzice wątpią, źe urzędnicy posiadają wiedzę na temat dysfunkcji u dzieci. Bardzo sceptycznie odnosili się do wypowiedzi prezydenta i naczelnik oraz radnej Luzak, wskazując niezrozumienie dla tematu. Ich główne zarzuty wobec decyzji prezydenta to brak konsultacji z rodzicami i brak oceny rzeczywistej sytuacji w klasach. – To co nam proponujecie to idylla oparta jedynie na gołych słowach nie popartych w źaden sposób badaniami – protestowali rodzice – i chcecie ją wprowadzić w 3 miesiące, podczas gdy innym zajęło to kilka lat.

Czy te dwa światy będą skłonne do kompromisu? Rodzice wyszli z zebrania przeświadczeni o tym, źe nikt nawet nie próbował ich wysłuchać. Czy będzie ku temu okazja? Naczelnik Kiełbasińska wystąpiła o podniesienie sprawy ponownie we wrześniu, sugerując, źe wtedy dyrektorzy szkół przygotują raporty, dzięki którym będzie moźna zobaczyć z jakimi potrzebami przyjdzie im się zmierzyć.

Iwona Wymazał

Fot. Radne Monika Jeziak i Anna Łaniewska dopytują prezydenta Zadroźnego o sposób przeprowadzenia zmian w kształceniu dzieci z orzeczeniami.