Wspomnienia Hanny Gołębiewskiej z Legionowa z czasów jej młodości

Hanna-Gołebiewska

 

Pani Hania Gołębiewska należy do ludzi, którzy od kilkudziesięciu lat są związani z Legionowem, tu mieszka i całe życie zawodowe, jako nauczycielka, przepracowała w Szkole Podstawowej nr 1.

Zna pewnie połowę mieszkańców, bo są to jej dawni uczniowie; jest świadkiem rozwoju i przemian miasta. Hania jest bardzo dobrym, mądrym człowiekiem, wspaniałą przyjaciółką i niezwykle życzliwą sąsiadką. Poprosiłam ją o rozmowę o życiu i Legionowie.

 

Tamara Stasiak: Haniu, od kiedy mieszkasz w Legionowie?

Hanna Gołębiewska: W Legionowie mieszkam od momentu, kiedy miałam 14 lat i przeprowadziłam się tu z moją mamą. Do szkoły chodziłam niedaleko stąd, bo w Wieliszewie.

Czy mieszkając w Legionowie też chodziłaś do szkoły w Wieliszewie?

Nie, potem poszłam do szkoły średniej do Radzymina.

Aha, czyli dojeżdżałaś?

Nie, mieszkałam wtedy w internacie.

Gdy skończyłaś szkołę w Radzyminie, znów mieszkałaś w Legionowie?

Potem już cały czas mieszkałam w Legionowie. Po szkole średniej była dalsza szkoła, do pracy poszłam dopiero po studiach. Zaczęłam pracować w szkole podstawowej.

 

Wracając do twoich początków w Legionowie: przeprowadziłyście się z mamą do domu przy ulicy Warszawskiej. Dzisiaj dom należy do osiedla Batorego. Czy osiedle miało już tę nazwę?

Nie, taką nazwę przybrało dopiero, gdy powstało więcej bloków. Osiedla jeszcze wtedy nie było. Tu były dwa bloki. Pierwszy blok, przy ulicy Warszawskiej, ten bliżej ulicy Jagiellońskiej należał do Urzędu Miasta. W drugim bloku numer 42, tym od strony wiaduktu, w którym teraz mieszkamy, funkcjonowała pierwsza spółdzielnia mieszkaniowa. Na parterze mieścił się chyba zarząd, sekretariat, dokumenty itd. Potem z naszego budynku spółdzielnia przeniosła się do bloku, tak zwanego punktowca, przy ulicy Jagiellońskiej. Tam funkcjonowano aż do czasu, kiedy wybudowano obecny budynek spółdzielni.

 

Czy wtedy, gdy spółdzielnia budowała siedzibę przy Jagiellońskiej, to osiedle Batorego było już zbudowane?

Chyba tak, wydaje mi się, że osiedle już było lub było w trakcie budowania.

A jak wyglądało wtedy osiedle? Teraz mamy pełno drzew, krzewów, alejki, place zabaw, ławeczki. A jak wtedy to było?

To był po prostu plac. (śmiech) To była łąka, trawa. Ja ze swojego okna, a mieszkałam na drugim piętrze, widziałam budynek i przy nim uprawiano warzywa w tzw. „oknach”. To była prywatna posesja, jeszcze niewykupiona przez spółdzielnię. Później spółdzielnia wykupiła ten cały plac, zniknął dom i inspekty, zaczęły się budować bloki.

Ludzie chodzili między blokami po trawie? Wydeptywali ścieżki?

Nie, nie. To był wielki plac budowy, materiały budowlane, maszyny, dźwigi i gotowe ściany, elementy budowlane z fabryki domów. Potem była tu między domami blokami jedna wielka góra piachu. Legionowo w ogóle jest położone na piachu polodowcowym. Tu jest jedna wielka pustynia, która jest w tej chwili zabudowana, zarówno po jednej, jak i drugiej stronie ulicy Warszawskiej, tam gdzie jest Bukowiec. Ta nazwa pochodzi od lasu bukowego. W kierunku zachodnim również Legionowo położone jest na podłożu piaszczystym.

A jak było z drzewami na osiedlu Batorego? Teraz rośnie tu mnóstwo pięknych drzew. Kiedy te drzewa zostały posadzone?

Te drzewa sadzone były wtedy, kiedy powstawały domy. Był tu odpowiedzialny za zieleń człowiek i my, młodzi mieszkańcy, zasugerowaliśmy mu , żeby zacienić troszeczkę to osiedle. Posadzić drzewa, żeby w przyszłości było tu ładniej. I tak sadziliśmy te drzewa, drzewa były malutkie, nie wiedzieliśmy jakie. Sadziliśmy je dosyć gęsto, bo uważaliśmy, że na piaszczystym podłożu drzewa się nie przyjmą. Okazało się po latach, że osiedle jest bardzo zazielenione, drzewa wyrosły, niewiele ich „wypadło”. I wspaniale rosną na tych piaskach. Nie wiem, skąd się to w ogóle wzięło.

Z dobrych chęci…

Że dobre ręce może je wsadziły?

Mieszkałaś na naszym osiedlu kilkadziesiąt lat, niedawno się przeprowadziłaś, ale ciągle jesteś blisko, odwiedzasz przyjaciół i znajomych. Jesteś zorientowana w osiedlowym życiu.

Mieszkałam tu bardzo długi okres i zaprzyjaźniłam się z wieloma osobami. Bardzo często tu przychodzę, utrzymuję kontakt z bardzo wieloma osobami. Rozmawiam, pytam o zdrowie…

I pomagasz, bardzo dużo pomagasz.

Jak w tamtych czasach, gdy zawiązywały się twoje przyjaźnie, wyglądało życie towarzyskie?

Bo dziś bardzo często przenosi się do pubów, restauracji, kawiarni. Kiedyś wszyscy spotykali się w mieszkaniach?

Tak, oczywiście. Pamiętam, że w czasach, kiedy byliśmy młodzi, a było to osiedle młodych, osiedle ludzi młodych z  dziećmi, zawiązywały się przyjaźnie i spotykaliśmy się na imprezach typu imieniny. Przychodziło bardzo dużo ludzi. Moje mieszkanie było małe. Jeden pokój, który miał 20 m, ale wszyscy bardzo chętnie do mnie przychodzili, bardzo dużo ludzi. Urządzaliśmy takie imprezy…

Jak się te imprezy nazywały?

Po prostu przyjęcie imieninowe. Śpiewaliśmy, dowcipkowaliśmy i było bardzo miło. Chodziliśmy do siebie, w jednym miesiącu do mnie, w innym do kogoś innego, w zależności kto obchodził imieniny.

Ja pamiętam, że kiedyś w dniu popularnych imienin słychać było śpiewy, ludzie na imieninach głośno śpiewali bardzo dużo pieśni partyzanckich, albo biesiadnych. Siedzieli przy stołach, jedli, bawili się, tańczyli i głośno śpiewali. I to było słychać, zwłaszcza latem. A jak tu było?

I właśnie tak było. Ludzie mieli adaptery typu Bambino, były magnetofony szpulowe, na których nagrywaliśmy przewspaniałe, piękne piosenki…

Z radia…

Tak! I potem to się odtwarzało. Zabawa była prześwietna.

Wszyscy się dzięki temu lepiej znali. A dzieci?

Placów zabaw jeszcze nie było. Piaskownic nie było. Place zabaw pojawiły się dosyć późno, może 10 -15 lat temu. Dzieci grały w piłkę pomiędzy oknami i zdarzało się, że i szyba poszła.

A ławeczki?

Nie było ławeczek.

Ludzie wynosili koce i się opalali?

Nie. Tego nie było, bo było dużo drzew, ale wiem, że dużo ludzi wyjeżdżało do Zegrza, nad jezioro, które powstało, na plażę.

Czym się wtedy jeździło?

To był pociąg. Z naszego dworca, dojeżdżał wtedy na plażę do Zegrza.

Zaczęłaś pracować w szkole numer jeden, przy ulicy…

Zakopiańskiej.

Szkoła wciąż stoi. Czy ona tak samo wyglądała, jak dziś?

Podobnie wyglądała. To była powojenna szkoła, zbudowana w latach pięćdziesiątych. To była jedna z dwóch pierwszych szkół w Legionowie, ta oraz szkoła numer trzy. To była szkoła podstawowa, duża szkoła. W tej chwili ona jest bardzo rozbudowana, bo kiedy już pracowałam powstała tzw. dobudówka w postaci jakby blaszaka. Tam mieściły się dzieci z klas młodszych, 1-3. I rozluźniła „starą” szkołę. Z chwilą, kiedy powstało osiedle Piaski i nie było tam szkoły, wszystkie dzieci należały do szkoły nr 1. Ponad tysiąc dzieci chodziło do szkoły. Myśmy pracowali na trzy zmiany. Lekcje kończyły się nawet o 18-tej.

Dzieci szły pieszo do szkoły?

Pieszo. Nauczyciele też stamtąd przychodzili. Dziś szkoła jest bardzo rozbudowana. W miejscu niewykorzystywanego basenu zbudowano salę gimnastyczną. Sala ta bardzo ułatwiła pracę nauczycielom wychowania fizycznego. Przedtem mieliśmy jedną salę gimnastyczną, która spełniała dodatkowo inne funkcje i służyła do innych celów, jak na przykład akademie, spotkania. Bardzo dużo lekcji wf. odbywało się wówczas na korytarzu szkolnym.

Przepracowałaś w szkole wiele lat, aż do emerytury. Można powiedzieć, że wychowałaś kilka pokoleń mieszkańców  Legionowa.

Tak, to prawda.

Z tego co wiem, do dziś ludzie cię chętnie wspominają.

Podchodzą i rozpoznają mnie na ulicy. Nawet tacy uczniowie, których bym nie rozpoznała, bo uczyłam ich, gdy byłam od nich niewiele starsza. Zaczepiają mnie na ulicy i mówią: ”Ja panią znam”. Nieśmiało pytam o nazwisko i rocznik. I przyznają się do tego, że ich uczyłam.

Gdy się z tobą rozmawia o jakiejś osobie, wszystko jedno czy z urzędu miasta, czy z powiatu, czy z ośrodka zdrowia, to zawsze mówisz: ”a to moi uczniowie”.

Bardzo często spotykam wchodząc do sklepu, czy ośrodka zdrowia ludzi, którzy się przyznają, że ich uczyłam. Ja ich już nie rozpoznam.

Tak się zmienili…

Całe szczęście, że ja się mało zmieniałam, bo mnie rozpoznają (śmiech).

Całe życie wykonywałaś swój zawód, uczyłaś języka angielskiego . Z wielkim zaangażowaniem i miłością do tego zawodu…

Najpierw uczyłam muzyki…

O! No tak, przecież śpiewałaś w chórze. A jaki to był chór?

Och, to był chór w Warszawie, chór związkowy, MZK, czyli  Miejskich Zakładów Komunikacyjnych . To był chór mieszany, osób dorosłych, które chciały śpiewać. I oczywiście mieliśmy szansę wyjazdów w ramach wymiany kulturalnej pomiędzy Polakami i np. Francuzami. Bardzo często tam jeździliśmy do Francji. Wyjeżdżaliśmy też do Holandii, do Niemiec, do Bułgarii.

Śpiewałam z dziećmi i prowadziłam chór w szkole. Potem zaczęłam uczyć języka angielskiego.

I tak jest do dziś, ciągle masz uczniów, którzy przychodzą do ciebie.

Tak, ale to już w ramach pomocy uczniom. Pomagam i z tego się cieszę, ponieważ mózg się nie starzeje (śmiech).

Masz kontakty z młodzieżą…

A ja się z tego bardzo, bardzo cieszę, ponieważ kontakty z młodzieżą dają mi wiele satysfakcji i radości. Młodość inspiruje człowieka do tego, żeby nie myśleć o złych rzeczach, czy chorobach, tylko jest inne nastawienie. Człowiek się młodziej czuje obcując z młodymi.

Chciałabym cię zapytać o Legionowo.

Legionowo było dużo mniejszym miastem. Rozrosło się z chwilą założenia spółdzielni mieszkaniowej. Do tej spółdzielni zaczęli się zgłaszać ludzie z całej Polski. To  była głośna sprawa, że zaczęła się zawiązywać pierwsza, lub jedna z pierwszych w Polsce, spółdzielnia mieszkaniowa. Związana była z fabryką domów. I zaczęli się zgłaszać do niej ludzie z całej Polski. Najpierw powstało osiedle Batorego, potem Jagiellońska, Sobieskiego i zabudowa w kierunku Chotomowa i Legionowo Przystanek, potem Piaski i na końcu Osiedle Młodych.

A kolej? To był chyba główny środek transportu?

Tak. Innego środka lokomocji nie było. PKS rzadko jeździł.

Chciałbym cię jeszcze zapytać o targ. Mamy rynek niedaleko dworca kolejowego i kościoła Św. Józefa Oblubieńca. Tam był Urząd Miasta przy kościele, dziś jest Uniwersytet Trzeciego Wieku i rynek…

Na tym rynku, dawno, dawno temu, kiedy ja byłam dzieckiem i przyjeżdżałam z Wieliszewa z moim stryjkiem na wozie konnym, właśnie w tym miejscu, gdzie dziś jest słynna studnia, było targowisko.

Studnia była?

Nie było. Targowisko było. Potem targowisko przeniosło się na plac koło ZUSu, a teraz jest przy ul. Sobieskiego.

Na zakończenie chciałabym cię zapytać o ludzi starszych. Gdy zaczynałaś tu mieszkać, na osiedlu Batorego mieszkali prawie sami młodzi ludzie. Dziś starsi mieszkańcy osiedla należą do seniorów.

Dziś z przykrością muszę stwierdzić, że  sporo ludzi nie żyje. Sprowadzają się tu młodzi ludzie, czasami są to dzieci i wnuki starych mieszkańców. Jako seniorzy możemy się spotykać i spotykamy się i rozmawiamy, i wspominamy. Mamy taką świetną w Legionowie sytuację, że jest tu Uniwersytet Trzeciego Wieku. Możemy się tam spotkać, porozmawiać, wyjść i możemy robić różne fajne rzeczy, które nas inspirują do wykonywania, do pomagania…

Wolontariat senioralny.

Tak.

A’propos wolontariatu, to ciebie w tę stronę ciągnie, bo ostatnio z okazji Światowego dnia młodzieży...

A, tak. Ostatnio z okazji organizacji Światowego Dnia Młodzieży ja przyjmę dwie osoby z młodzieży, którzy przyjadą z Filipin. Jeśli mogę się do czegoś przydać i pomóc, to jestem bardzo, bardzo zadowolona i rada.

Bardzo serdecznie dziękuję za rozmowę.

Dziękuję.

 

Rozmowę przeprowadziła Tamara Stasiak

Hanna Gołębiewska (fot. Tamara Stasiak)