Wybory na Piaskach: Tomasz Własiuk – socjolog polityki chce uzdrowić Legionowo

Tomasz Własiuk

 

Z 39-letnim Tomaszem Własiukiem, doktorem socjologii reprezentującym Komitet Wyborczy Wyborców „Nowocześni dla Legionowa” rozmawiam o wynikach badań naukowych przeprowadzonych wśród legionowskich wyborców zamieszkałych w jednomandatowym okręgu wyborczym nr 5 oraz o szansach samego kandydata na zwycięstwo w grudniowych wyborach uzupełniających.

 

Magdalena Siebierska: Do rozmów z wyborcami podszedł Pan jak zawodowy socjolog i badacz. Czego według Pana autorskich badań pragną legionowianie z Piasków i Kozłówki?

Tomasz Własiuk: Odwiedziłem i wciąż odwiedzam wyborców w ich mieszkaniach. Staram się ich poznać, pokazać siebie jako sąsiada oraz poznać ich potrzeby. W najbliższy piątek (24 listopada br.) te możliwości wzajemnego poznania się na pewno się zwiększą. Tego dnia zorganizuję większe spotkanie dedykowane wszystkim wyborcom z okręgu wyborczego nr 5. Zapraszam wszystkich o godzinie 18 do Poczytalni, mieszczącej się w budynku dworca kolejowego. Mogę już teraz ujawnić, że badania przeprowadzone przeze mnie podczas tych intensywnych spotkań ujawniły, że np. mieszkańcy z tych miejskich dzielnic nie zwracają uwagi na pojawiające się na ich osiedlach bariery architektoniczne – nie jest to dla nich istotny problem. Legionowianie z Piasków zwrócili z kolei uwagę na brak bezpieczeństwa na ich osiedlu. Skarżyli się, że nie widzą patroli policji, ani straży miejskiej na osiedlu, a także na braki w monitoringu osiedlowym. Tego się nie spodziewałem, bo samemu mieszkając na Piaskach czuję się tu bezpiecznie i nie mam z tym żadnych problemów. Pozostałe bolączki wyborców są niemal tożsame z moimi osobistymi. Jako legionowianin z Piasków, – jeśli tylko uda mi się zostać miejskim radnym – będę zabiegał o zwiększenie ilości terenów zielonych, poprawę infrastruktury drogowej oraz zwiększenie pól aktywności dla młodzieży – oczywiście tak na Piaskach, jak i na Kozłówce. Oprócz powyższego chcę koordynować działania wspólnot mieszkaniowych istniejących na Piaskach. Chodzi mi o to, aby w gąszczu tych często rozbieżnych interesów wypracować platformy kompromisu. Jako radny z pewnością będę walczył o dobre zorganizowanie ruchu na osiedlu podczas przebudowy drogi krajowej nr 61. Za chwilę będziemy w epicentrum placu budowy. Przez przedsięwzięcie, które będzie realizowane przez kilka albo kilkanaście dobrych miesięcy, siłą rzeczy ruch samochodowy przeniesie się na Piaski. Trzeba pomyśleć o jakichś rozsądnych rozwiązaniach.

 

 

Czy, aby zrealizować powyższe pomysły, trzeba być radnym?

Myślę, że funkcja radnego jak najbardziej ułatwi ich realizację. Co prawda dopiero debiutuję w polityce, ale nie w działalności społecznej. W Legionowie mieszkam dopiero od 3 lat. Dlatego niewiele osób może mnie znać i znać moją aktywność społeczną. Pochodzę z Ełku, gdzie jeszcze w latach 90. realizowałem pionierski program Fundacji Forda. Już wtedy byłem członkiem tamtejszej rady miejskiej. Ale nie byłem wówczas radnym, tylko członkiem komitetu, który pomagał ełckim władzom w rozwoju ekologii, zagospodarowaniu przestrzeni miejskiej oraz w poprawie stanu jeziora ełckiego. Zresztą do dzisiaj jestem wielkim fanem wszelkich proekologicznych działań. Społecznie aktywny byłem począwszy od szkoły średniej, potem działałem w wielu prospołecznych organizacjach studenckich. Od samego początku jestem wolontariuszem Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy (WOŚP). Mam bliskie związki z Przystankiem Woodstock i Pokojowym Patrolem. Zanim osiedliłem się na legionowskich Piaskach mieszkałem w Warszawie, gdzie współpracowałem m. in. z Fundacją Korczakowską.

MS: Czym zatem skusiło Pana Legionowo, skoro zdecydował się Pan tu zamieszkać?

TW: Legionowskie Piaski wybrałem nie bez powodu. To było miejsce, które od razu przypadło mi do gustu. Lubię to osiedle. Mam bardzo fajnych sąsiadów. Nie wyobrażam sobie, że wiążąc się z Piaskami – w zasadzie to już chyba na całe życie – nie działać tu społecznie. Mieszkam przy ulicy Zegrzyńskiej, czyli w obrębie okręgu wyborczego nr 5. Nie jestem tzw. spadochroniarzem. Mam nadzieję, że ludzi, których będę reprezentował w radzie miasta, będę spotykał codziennie. Radny – oprócz zajmowania się sprawami mieszkańców ze swojego okręgu – musi współtworzyć przyszłość całego miasta. Tutaj też widzę kilka problemów. Na pierwszy plan wysuwa się legionowski smog. Będę aktywnie działał na rzecz poprawy legionowskiego powietrza. Przede wszystkim chciałbym edukować legionowian w tym temacie i tworzyć dla nich zachęty do wymiany pieców. Są już w Legionowie odpowiednie programy, ale trzeba je rozszerzyć. W moim odczuciu ich zasięg jest zbyt mały. Trzeba też pomyśleć o jakichś miejskich dopłatach dla biedniejszych mieszkańców, redukujących koszty eksploatacji i użytkowania tych urządzeń. Warto się również zastanowić nad skorzystaniem z prewencyjno-edukacyjnej metody kija, po którą w walce ze smogiem sięga coraz więcej polskich samorządów, czyli piętnowania nagannych praktyk związanych ze stosowaniem niskiej jakości opału. Zauważyłem, że legionowskie władze mówiąc o polityce proekologicznej m. in. o termomodernizacji i o odnawialnych źródłach energii najpierw zajęły się najłatwiejszymi do rozwiązania z punktu widzenia miasta problemami. Mam na myśli te proekologiczne unowocześnianie budynków należących do miasta. Natomiast tym realnym zagrożeniem, czyli niską emisją, zajmują się w zdecydowanie mniejszym stopniu.

MS: Skoro rozmawiamy o problemach rozpoczynających się na literę „s”, zapytam, co z tym upragnionym przez mieszkańców szpitalem w mieście?

TW: Nie chcę obiecywać gruszek na wierzbie – oczywiście mam na myśli szpital w Legionowie. Chcę do tego tematu podejść metodą małych kroczków. Szpital jest potrzebny, ale paradoksalnie mogę powiedzieć, że możemy go nie doczekać ze względu na śmiercionośny legionowski smog. Na przeszkodzie do powstania szpitala w powiecie legionowskim, moim zdaniem stoi obecność dużej aglomeracji miejskiej w pobliżu Legionowa. Duża liczba szpitali w Warszawie, ich bliskość i dostępność dla legionowian jest pewnym usprawiedliwieniem dla władz lokalnych i wojewódzkich. Wiem, że ten szpital był wiele razy legionowianom obiecywany. To jest hasło klucz, które nic nie kosztuje, a rozpalało w przeszłości już wielokrotnie wyborców. W moim odczuciu, hasło to obecnie nie jest już żadnym magnesem dla wyborców.

MS: Czy znał Pan poprzedniego radnego z okręgu wyborczego, z którego obecnie Pan ubiega się o mandat? Jak ocenia Pan jego pracę? Wie Pan, z jakiego powodu radny Józef Dziedzic zrezygnował?

TW: Jestem daleki od gier koteryjnych, politycznych i partyjnych. Najistotniejsze są dla mnie te proste problemy, których istnienie zasygnalizowałem. Właśnie z ich rozwiązywania będę przez mieszkańców rozliczany. Daleki jestem od bawienia się w politykę na poziomie lokalnym, bo nie do tego służy radny. Wiem o tym, że legionowska rada miejska jest specyficzna i reprezentuje interesy określonych osób, ale być może nadszedł czas, aby to zmienić. W tej chwili uciekam jednak od jakichkolwiek ocen. Staram się prowadzić kampanię pozytywną i nieszkalującą nikogo. Pracę radnego, który zrezygnował z tej funkcji, prześledziłem w sieci. Sprawdziłem składane przez niego interpelacje, aktywności podczas sesji etc. Mogę powiedzieć, że radny ten działał i zajmował się realnymi problemami mieszkańców. Był osobą aktywną.

MS: Jak Pan ocenia swoje szanse w wyborach?

TW: Nie znam osobiście pozostałych kandydatów na radnego. Z widzenia – a bardziej z ich obecności medialnej – znam pewne osoby. Nie neguję ich zasług, którymi się chwalą. Jeśli tak potrafią prowadzić swoje publicity i wykreować się na liderów, to tak naprawdę tym lepiej dla nich. Niech wygra najlepszy! Jeśli to zwycięstwo właśnie mi przypadnie w udziale – będę miał pewnego rodzaju obawę. Ja z tymi ludźmi – sąsiadami – będę żył przez najbliższe dziesięciolecia. Myślę, że jest to wyzwanie podwójne. Nie jestem osobą, która zniknie z ich widnokręgu.

MS: Jaka będzie frekwencja wyborcza – okiem socjologa z politycznymi aspiracjami?

TW: Namawiam wszystkich mieszkańców do udziału w tych wyborach, do oddania głosów. To jest okręg z niewielką – jak na Legionowo – frekwencją wyborczą. W poprzednich wyborach sięgała ona nieco ponad 40 procent. Szacuję, iż w tych grudniowych wyniesie ona w porywach do dwudziestu kilku procent. Paradoksalnie najważniejszymi wyborami są właśnie wybory lokalne – nie prezydenckie – bo w nich decydujemy o ważnych sprawach w swoim najbliższym otoczeniu. Odwiedzając mieszkańców w ich domach, mam nadzieję, że przyczynię się do zwiększenia tej frekwencji wyborczej. Liczę na to, że przynajmniej przypomnę im o ich dacie. Najważniejsze jest uczestnictwo w wyborach. Nie jest to nasz przywilej, tylko obowiązek, z którego należy się wywiązać.

MS: Startuje Pan w tych wyborach z Komitetu Wyborczego Wyborców „Nowocześni dla Legionowa”. Czy to oznacza, że ma związki z partią polityczna „.Nowoczesna”?

TW: Jestem członkiem „.Nowoczesnej”, ale w wyborach startuję, jako mieszkaniec legionowskich Piasków. To są wybory lokalne oparte na działaniach na niwie sąsiedzkiej. Mam swoje ideały i przekonania polityczne, których się nie wstydzę. Tymi ideałami są m. in. samorządność i demokracja. Jako socjolog, badałem wybory przeprowadzone w Polsce począwszy od 2002r. Mogę powiedzieć, że w wyborach lokalnych ludzie w mniejszym stopniu głosują na partie polityczne, zaś w większym wybierają swoich sąsiadów lub osoby, które znają. Realna siła partii politycznych zaczyna się dopiero od szczebla powiatowego, czy też wojewódzkiego. Wyborcy nie chcą widzieć polityków na tych niższych szczeblach władzy.

MS: Jak Pan ocenia planowaną przez obecny rząd reformę w kodeksie wyborczym? Czy perspektywa likwidacji legionowskich inicjatyw lokalnych, na rzecz obowiązkowego budżetu obywatelskiego to dobra perspektywa? Czy dwukadencyjność na stanowisku szefów gmin to dobry pomysł?

TW: Jestem socjologiem polityki i wiem, że polityka jest sztuką ważenia interesów. Rady gmin w Polsce bardzo często są listkami figowymi działań ich władz wykonawczych. Jednomyślność w tych sferach wcale nie jest czymś dobrym. Miasto powinno być dla mieszkańców, a nie dla wąskich grup interesów. Budżet obywatelski jest zaś narzędziem decyzyjnym, które mieszkańcy odbierają władzy. Nie może ona przeciąć już wstęgi i pochwalić się swoimi osiągnięciami przed społeczeństwem. Część inicjatyw lokalnych, które działają obecnie w Legionowie, jest ważna z punktu widzenia reelekcji władzy, a to nie powinno być istotą demokracji lokalnej. Każda struktura władzy ma tendencje do oligarchizacji, czyli działania na rzecz własnych potrzeb. W pewnym momencie władza zaczyna już służyć sama sobie. Grozi to każdemu z nas. Statystyki potwierdzają, że pierwsze 3 kadencje tej samej władzy raczej dobrze służą gminom. To są momenty, w których władzy coś się chce. Potem tworzą się układy. Władza ma tendencję do tworzenia układów klientystycznych, czyli do dawania miejsc pracy w instytucjach publicznych, w tym m. in. w szkołach, czym przywiązuje do siebie swoich pracowników. Nie jestem jednak zwolennikiem sztucznego ograniczania ilości kadencji do 2. Niech mieszkańcy decydują o tym, kto i jak długo ma być ich włodarzem. Z drugiej strony, może to tak jest, jak z parytetami, których jestem zwolennikiem. Uważam, że kobiet jest zbyt mało w polityce. Można sprawdzić, jak ten pomysł zadziała. Być może szersze wprowadzenie kobiet do polityki, dla wielu gmin i miast okaże się zbawieniem. Tak samo, dwukadencyjność w samorządach może okazać się czymś lepszym.

MS: Dziękuję za rozmowę i życzę sukcesów w wyborach uzupełniających w okręgu wyborczym nr 5.