Kaźdy ma prawo umrzeć, czyli śmierć kontrolowana

520450ee9772b.jpg

W pierwszych dniach stycznia [GP: 3 stycznia, wyd:1(353)] napisaliśmy o apelu  sołtysa Zegrza Macieja Drabczyka do radnych i pomocy społecznej, aby zaopiekowali się 75-letnim staruszkiem, który mieszkał, jego zdaniem, w skandalicznych warunkach. Juź wtedy sołtys Drabczyk ostrzegał, źe jeśli nikt mu nie pomoźe to ten człowiek za szybko umrze. Minęło półtora miesiąca, by ta przepowiednia się sprawdziła.

Znalazłem go na ziemi
– W środę o godzinie 14 jak co dzień przywiozłem obiad dla pana Henryka – opowiada właściciel restauracji PHU EDEL S. C. z Białobrzegów, jednej z dwóch firm zatrudnionych przez GOPS do obsługi swoich klientów. – Zastałem drzwi otwarte, a jego leźącego na podłodze. Laskę, którą się podpierał miał na twarzy. Myślałem, źe śpi, albo jest pijany – mówił zszokowany. – Kiedy zobaczyłem, źe nie reaguje i sprawdziłem puls, wybiegłem na zewnątrz i wezwałem policję i pogotowie. Policja kazała mi czekać na ich przybycie. Przybyły na miejsce lekarz pogotowia ratunkowego stwierdził zatrzymanie krąźenia. Brak podstaw by sadzić, źe śmierć nastąpiła z wychłodzenia.

Nie zamarzł
– Policja wykluczyła działanie osób trzecich – mówi o sprawie Komendant Komendy Policji w Nieporęcie podkom. Grzegorz Napiórkowski. – Na podstawie przeprowadzonych czynności decyzją prokuratora odstąpiono od sekcji, stwierdzono zgon z przyczyn naturalnych i przekazano ciało rodzinie. Policja twierdzi, źe zarówno Straź Gminna jak i policjanci często zaglądali do pana Henryka, zwłaszcza wtedy, kiedy na dworze były duźe mrozy. W dniu śmierci w piecyku jeszcze się tliło, a temperatura wewnątrz sięgała około 16 stopni. Nie moźna mówić więc o zamarznięciu. Pan Adamczyk był znany dzielnicowym, ale nie sprawiał kłopotów, nie zakłócał spokoju. Komendant potwierdził, źe na ostatnim spotkaniu sołtysów w Urzędzie Gminy Sołtys Zegrza prosił o pomoc dla tego człowieka. Podobnych osób w gminie Nieporęt moźe być więcej. W Nieporęcie nie ma jednego miejsca gdzie gromadziliby się bezdomni i potrzebujący. Sami policjanci przyznają, źe trudno jest dotrzeć do niektórych. Czasem jest to wstyd przed sąsiadami, czasem uzaleźnienie lub nieporadność źyciowa. Przy braku obowiązku meldunku nikt nie ma dokładnych danych o liczbie osób. Policja opiera się więc na informacjach od mieszkańców.

Czekacie na śmierć
– O pomoc dla pana Henryka Adamczyka zwracałem się do radnych na ostatnich sesjach i spotkaniach – mówił sołtys Drabczyk. – To stary człowiek w wieku 75 lat, który mieszkał w fatalnych warunkach. Sołtys przyznał, źe przynosił kanapki, koszule i śpiwór oraz źe starał się jakoś pomóc, ale był bezradny. Dlatego zwrócił się do radnych oraz do opieki społecznej. Szopa, w której mieszkał pan Henryk nie nadawała się do uźytku. Przeszklony stary pawilon miał pełno dziur i w czasie mrozów nie chronił przez zimnem. Pan Drabczyk ostrzegał, źe przyjdzie dzień, źe pan Henryk zamarznie.

Pod opieką od 1994
– On miał prawo wyboru – mówi o panu Adamczyku kierownik Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Nieporęcie pani Anna Radlak. – Proszę napisać wyrażnie, źe nie zamarzł. Pan Henryk miał 75 lat, nie chciał iść do lekarza i nie chciał naszej pomocy. Wiem, źe dobro człowieka jest najwaźniejsze, ale nie moźna przekroczyć pewnych zasad. Zabieranie go wbrew jego woli, byłoby porwaniem, naruszeniem jego prywatności. W aktach GOSP pan Henryk widnieje od 1994 roku, kiedy to wraz z źoną po raz pierwszy znalazł się od opieką ośrodka. Wielokrotnie Straź Gminna proponowała mu zawiezienie go do noclegowni, ostatnio na ulicę Skaryszewską, ale uporczywie odmawiał. Straźnicy Straźy Gminnej i funkcjonariusze policji odwiedzali go podczas ostatnich mrozów, kiedy temperatura spadała poniźej 20 stopni.

20 zł dziennie
Pan Henryk był klientem, który posiadał wysoką rentę. Kwota ponad 900 zł właściwie dyskwalifikowała go, by mógł korzystać z pomocy socjalnej. Mimo to codziennie dowoźono mu dwudaniowy, gorący obiad. – Przez 3 lata od listopada do 30 kwietnia korzystał z naszej pomocy – mówi Anna Radlak. Kierownik zapewnia, źe dostarczano mu dorażnie węgiel. Rozmawiano równieź z córką, która według pracownika socjalnego zgodziła się pomagać ojcu, pod warunkiem jeśli on sam wyrazi na to zgodę. – On był wolnym człowiekiem. Dopóki miał pieniądze, imponował kolegom, którzy chętnie z nim spoźywali alkohol. Miał swój styl źycia i nie chciał go zmienić.

Mamy więcej takich przypadków
– W naszej gminie jest 20 podobnych przypadków. Ostatnio udało nam się przekonać pana S., którego sytuacja była analogiczna – opowiada kierownik Radlak. Wyrzucony przez rodzinę z powodu choroby alkoholowej dał się przekonać i wyraził zgodę na pobyt w schronisku Caritas w Pieńkach Zarębskich k. Mszczonowa, gdzie ma szansę powrotu do normalnego źycia. – To ja się naprawdę ucieszyłam – mówi pani Anna. – Tam ma terapię, ciepły posiłek i dach nad głową. Jednak pan S. nie miał środków do źycia, dlatego skorzystał z pomocy. Wielu z klientów niestety wraca na ulicę i do picia, aź kończy się to śmiercią.

Czy moźna było mu pomóc?
Informacja o śmierci pana Henryka bardzo zdenerwowała Sołtysa Zegrza Macieja Drabczyka. Według niego moźna było zapobiec tej śmierci. – Ten stary człowiek miał problem z psychiką. Moźna go było zabrać do szpitala – mówił tłumacząc, źe gdyby ktoś chciał pomóc znalazłby sposób. – Ja sam juź mówiłem, źe zgłaszam, źe pan Adamczyk ma grużlicę. Byłem zdesperowany. Według sołtysa stan psychiczny staruszka zagraźał jego zdrowiu i źyciu i naleźało mu pomóc nawet wbrew jego woli. – Kaźdy ma prawo umrzeć. Ulźyliśmy mu na tyle na ile było to moźliwe i potraktowaliśmy go z godnością – mówi kierownik GOPS, która zwraca uwagę, źe cięźar dbania o rodziców zgodnie z zapisami Kodeksu rodzinnego spoczywa na dzieciach. Na zarzut dotyczący braku wystarczających starań odpowiada krótko: – Pracownik socjalny to funkcjonariusz publiczny. Nie moźna mu grozić jak to robił sołtys: ja wam jeszcze pokaźę… I tak wyszliśmy poza nawias procedur. Radni i sołtysi powinni zaufać pracownikom Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej, którzy są profesjonalistami i zawodowo, zgodnie ze sztuką prawa zajmują się pomaganiem osobom, które wybrały taki a nie inny styl źycia.
– Nie zamarzł, ale z dobrobytu nie umarł – mówi sołtys. – Wie pani ja tam nie chcę źadnego rozgłosu, źadnej kłótni, mam po prostu źal do radnych i pracowników pomocy społecznej, źe nie udało się uratować człowieka. Koty i psy ratujemy, a człowiek umiera samotnie.

Iwona Wymazał