Obchody kolędnicze w Polsce

3

Polska jest dziś jednym z nielicznych krajów, w którym są kultywowane piękne tradycje związane ze Świętami Bożego Narodzenia i Nowego Roku. Są one częścią naszego dziedzictwa narodowego i należy je pielęgnować. Zachowana do naszych czasów obrzędowość ludowa okresu zwanego zimowymi godami jest bardzo bogata i różnorodna.
Ciekawym zjawiskiem tej obrzędowości są obchody kolędnicze. Mają one starą tradycję na całej Słowiańszczyźnie. Kolędnicy to grupy ludzi na ogół młodych, którzy zgodnie ze starą tradycją odwiedzają w okresie świątecznym mieszkańców swoich wsi i miasteczek, śpiewają kolędy, składają życzenia, odgrywają przedstawienia jasełkowe.

W Polsce do dziś można spotkać jeszcze w różnych regionach kraju zespoły kolędnicze, które chodzą po domach od św. Szczepana do Trzech Króli. Kolędowanie kształtowało się pod wpływem chrześcijaństwa. Okres Bożego Narodzenia i Nowego Roku na wsi był, i do dziś pozostaje, okresem wyjątkowym w ciągu całego roku.

 

 
W niektórych wsiach, zwłaszcza na południu Polski już w Wigilię zaczynali chodzić kolędnicy z gwiazdą. Gwiazdorzy śpiewali pod oknami kolędy. Odwiedzali po kolei domy i składali mieszkańcom życzenia świąteczne i noworoczne. Otrzymywali za to poczęstunek świąteczny lub pieniądze. Gwiazda kolędnicza symbolizowała gwiazdę, która ukazała się nad Stajenką, w której urodził się Jezus. Czasem ten chrześcijański atrybut był noszony z innymi atrybutami w większych grupach kolędniczych. Do dziś jeszcze w niektórych rejonach Polski można spotkać takich kolędników z Gwiazdą, Turoniem, Kozą, Szopką.

Powszechnie jednak kolędnicy rozpoczynali swą wędrówkę po wsi w Święto św. Szczepana, czyli w drugi dzień świąt po południu. Istniało przekonanie, że przychodząc do każdego domu przynoszą szczęście i dostatek. Każdy dom ich zapraszał. Ich życzenia miały spowodować, że do ich uśpionych zimą pól, łąk i sadów miało z wiosną powrócić życie i urodzaj.
Okres kolędowania trwa od Świąt Bożego Narodzenia do Trzech Króli, czasem przedłuża się do Matki Boskiej Gromnicznej, czyli do 2 lutego.
Pamiętam z dzieciństwa jak sąsiedzi zaproszeni przez ojca na wieczerzę wigilijną najpierw w charakterze kolędników z darami odśpiewali kolędę pod oknem zanim weszli do domu. W koszyczku mieli małe czerwone jabłuszka dotrzymane do świąt na choinkę. W innych koszyczkach były suszone grzyby, jajka, śmietana. Takie to były dary po wojnie, bardzo cenne zresztą, kiedy była w Polsce bieda.
W mojej rodzinnej miejscowości, kiedy byliśmy dziećmi w Święto Trzech Króli przychodziła grupa herodów. Mieli piękne kostiumy. Odgrywali przedstawienie o złym Herodzie. Były w tej grupie takie postaci biblijne jak Herod, jego zachłanna żona, Żyd, św. Rodzina, i postaci zza światów jak piękny Anioł, Śmierć i Diabeł. Mieli stosowne kostiumy uszyte przez krawcową. Od rana siedzieliśmy w oknie i wypatrywaliśmy ich. Przychodzili na naszą ulicę przez zaśnieżone pola. Recytowali teksty o wydarzeniach w Betlejem, o poszukiwaniu Dzieciątka. Na koniec przedstawienia śpiewali kolędę, składali życzenia noworoczne, życzyli nowego roku w dostatku i w zdrowiu. Na pożegnanie od wdzięcznych gospodarzy dostawali poczęstunek i pieniądze oraz zaproszenie na następny rok. Przedstawienie odbywało się w przepięknej scenerii świątecznej z choinką w tle, za oknem śnieg, pola zawiane. Na odchodnym nasz piesek przeganiał ich z podwórka. Najbardziej Diabeł mu się nie podobał i dzielnie z nim walczył.

Czasem po wsiach chodzili kolędnicy z postaciami zwierzęcymi jak koza, turoń, konik, niedźwiedź.

Często w wielu regionach Polski chodziły grupy kolędnicze z mniej lub bardziej wyposażoną szopką. Ich tradycja sięga średniowiecza i wywodzi się od św. Franciszka z Asyżu, który pierwszy wystawił szopkę. Potem szopki wystawiali w zakonach zakonnicy franciszkanie, którzy rozpowszechnili je w Europie, najpierw we Włoszech i Francji, później trafiły do reszty Europy i Polski.

Z czasem zwyczaj wystawiania szopek przejęli księża w parafialnych kościołach i stąd już niedługo szopki przeniosły się na ulice małych miast i wsi. Od niewielkich, ubogo wyposażonych, noszonych przez wiejskich kolędników szopek do większych przypominających kościoły, budowle, z wieżyczkami, bogato wyposażonych, tak jak w przypadku kolędników krakowskich.

Szopki krakowskie były budowane przez podkrakowskich murarzy, cieśli, zdunów, którzy zimą nie mieli pracy i w ten sposób dorabiali sobie na święta i na przeżycie długiego okresu zimowego. Wynajmowali się ze swoimi dziełami do domów bogatych mieszczan krakowskich lub chodzili z szopką po dzielnicach Krakowa. Ich szopki miały piękne kukiełki, figurki ubrane w szmatki lub kolorowo pomalowane. Budowle przypominały zabytki Krakowa.

Z czasem szopki krakowskie były pokrywane kolorową błyszczącą cynfolią i jeszcze bardziej podobały się wszystkim. Robiły wrażenie bogatych. Oprócz podstawowych figurek postaci biblijnych pojawiały się postaci krakowiaków i górali, żołnierzy z różnych epok,ważne postaci historyczne, no i ostatnio oczywiście Polak Papież. Po wojnie kolędnicy krakowscy rzadziej pojawiali się na ulicach Krakowa, lecz zwyczaj budowania szopek przetrwał do dziś i ciągle podoba się odbiorcom., o czym może świadczyć przynoszenie szopek pod pomnik Mickiewicza na Rynku co roku w pierwszy czwartek grudnia na coroczny konkurs, ogłaszany przez Muzeum Historyczne miasta Krakowa. Konkurs ten trwa z przerwą na okres wojny od 1937 roku do dziś. A najpiękniejsze szopki ocenione przez juri uczestniczą w pochodzie do Muzeum Historycznego. Można je podziwiać w muzeach krakowskich Etnograficznym i Historycznym. Tam są najpiękniejsze i największe kolekcje. Po ogłoszeniu wyników konkursu można sobie kupić małą szopeczkę do domu.

Ponad stuletnia tradycja budowania szopek krakowskich została doceniona jako fenomen i wpisana 29 listopada 2018 roku na Listę Niematerialnego Dziedzictwa Światowego UNESCO.
We wszystkich przedstawieniach czy to szopkowych, czy herodowych są wygłaszane teksty związane z narodzeniem Chrystusa.

W okresie PRL-u stopniowo zaczął wygasać zwyczaj obchodów kolędniczych, ale po wpisaniu do podręczników szkoły podstawowej i gimnazjum terminów etnograficznych dotyczących polskich obrzędów dorocznych, w czym miałam okazję uczestniczyć, pewne zwyczaje odżyły i wychowawcy zachęcili dzieci do kultywowania polskich tradycji lub choćby wyjaśnili dzieciom, o co w tym chodzi. I kiedyś, podczas Adwentu, miałam w moim bloku odwiedziny dzieci ze skromną szopką papierową. Chciały uzbierać trochę pieniędzy na święta, żeby kupić prezenty pod choinkę. Odśpiewały kolędę i dostały za to ode mnie po czekoladzie i drobne pieniądze.

Podarowałam im też trochę większą szopkę papierową z mojej domowej kolekcji, przez co byli bardziej atrakcyjni. Przychodzili do mnie kilka razy, ale ponieważ nie wszyscy rozumieją potrzeby pielęgnowania polskich tradycji, brutalnie ich przepędzili i przez to zniechęcili do dalszych odwiedzin. Dzieci rozżalone opowiadały mi potem, że w szkole uczą się, że nie wolno zatracić nam tożsamości narodowej, należy pielęgnować to, co nasze, polskie a tu spotykają się z takim nieżyczliwym potraktowaniem przez rodaków.
We wsiach Beskidu Żywieckiego od dawna na pożegnanie starego i powitanie Nowego Roku chodzą obrzędowe zespoły zwane „Szlachcicami” i „Dziadami”. Ich maski obrzędowe są istnymi dziełami sztuki ludowej o wysokiej rangi wartościach artystycznych, a ich autorzy często pozostają anonimowi. Rzeźbione w drewnie, barwnie malowane, pełne ekspresji postaci Żyda, Cygana, Diabła docierają z życzeniami do najbardziej oddalonych gospodarstw, pokonując w górzystym terenie w ciągu jednego dnia nieraz kilkanaście kilometrów. Wracają do domu bardzo utrudzeni. W oddalonych od głównych szlaków komunikacyjnych wsiach żyjących w zgodzie z naturą i jej rocznym cyklem kalendarzowym zjawiska te przetrwały do dziś.
Krystyna Bartosik