15 lat w ministerstwie, 20 lat na bezrobociu. Teraz CIS dał mu szansę na nowe życie

Andrzej Trzonkowski

Andrzej Trzonkowski podopieczny CIS (fot. GP/am)

Andrzej Trzonkowski to jedna z 40 osób, której udało się zakwalifikować do projektu CIS. Mimo że kiedyś przez 15 lat pracował w ministerstwie, później nie mógł znaleźć pracy przez 20 lat.

Ciekawe doświadczenie nie pomogło w szukaniu nowego zajęcia, przeciwnie stało się „wilczym biletem”. Wszystko na co mógł liczyć, to prace dorywcze, często za stawki urągające godności człowieka.

 

Od jakiego czasu jest pan bezrobotny?

Od 20 lat.

Jak to się stało, że tak długo?

Mam średnie wykształcenie, jestem po technikum ekonomicznym. Po jego ukończeniu pracowałem w biurze 15 lat. Niestety po tym czasie nastąpiła wymiana kadry i po prostu straciłem pracę.

Czym się pan zajmował w swojej pracy?

Obsługiwałem delegacje zagraniczne. Kwiaty, paszporty, bagaże, odbiór delegacji z lotniska to wszystko m. in. należało do moich obowiązków. Pracowałem nawet przy okrągłym stole. Organizowałem tam posiłki.

Jak to się stało, że mimo tak ciekawego doświadczenia, nie mógł pan potem znaleźć pracy?

Pracowałem w Urzędzie Rady Ministrów. Budziło to podejrzenia potencjalnych pracodawców. Moje doświadczenie nie pomagało mi w znalezieniu kolejnego etatu, było jak gdyby „wilczym biletem”. Ponadto technik ekonomista to nie jest naprawdę konkretny zawód, na inny nie miałem jednak szans ze względu na wadę wzroku.

Kiedy nie mógł pan znaleźć pracy, próbował Pan się przekwalifikować?

Na początku próbowałem znaleźć inną pracę biurową. Nie powiodło mi się. Przez cały okres mojego 20-letniego bezrobocia starałem się żyć z prac dorywczych. Teraz mam 57 lat i mieszkam z matką, co również pozwoliło mi przetrwać.

Czy taki długi okres bez pracy wpłynął na Pana poczucie własnej wartości?

Oczywiście. Kiedy nie ma się pieniędzy, nie ma się środków do godnego życia, to zaczyna się żebractwo. Korzystałem z pomocy Opieki będąc zdolnym do pracy, jeszcze wtedy młodym człowiekiem. Mówią, że pieniądze nie dają szczęścia, ale bez pieniędzy nie można godnie żyć. Każdy chciałby schludnie wyglądać, móc gdzieś pójść – a brak pracy nie pozwala na zaspokojenie takich potrzeb. Człowiek przestaje żyć, a zaczyna wegetować. Jak się jest niedożywionym, to nie ma się siły. Ja nie potrafię chodzić po tych stołówkach. Pracowałem czasem dorywczo za stawki urągające godności człowieka. Było paskudnie. Bardzo się cieszę, że nadarzyła mi się taka okazja, jaką jest CIS. Dostałem tutaj skierowanie z Urzędu Pracy i bardzo chętnie podjąłem się tego zadania.

Nie było trudno wrócić po tylu latach do codziennych obowiązków w postaci rannego wstawania i podobnych spraw związanych ze stałym zajęciem?

Nie. Pracowałem wcześniej 15 lat i nigdy nie stanowiło to dla mnie problemu.

Rodzina i przyjaciele wspierali pana w okresie bezrobocia?

Nie. Wszystko się odwróciło. Zanim straciłem pracę byłem 10 lat żonaty. Żona odeszła, zabrała dziecko i wszystko się rozsypało. Wcześniej nie mieliśmy szczególnie dużo pieniędzy, ale dobrze sobie radziliśmy. Żona miała zarejestrowaną firmę import-eksport. Nie inwestowaliśmy dużo, ale były z tego jakieś dodatkowe pieniądze. W Urzędzie Rady Ministrów pracowałem do grudnia 1991r., do marca 1992r. funkcjonowała jeszcze nasza działalność import-eksport. Działaliśmy sezonowo.

Kiedy był już pan bezrobotny nie próbował Pan rozkręcić podobnej działalności?

Już nie miałem na to pieniędzy. Bez tego nie ma możliwości, żeby zapłacić za towar. Błędne koło. Żona odeszła, a ja wróciłem na garnuszek mamusi.

W jaki sposób szukał pan pracy?

Zawsze najlepszym sposobem są znajomi. Znajomi jednak zawiedli.

Proszę opowiedzieć o CIS-ie

Kurs zaczął się 6 października, przeszliśmy wstępne szkolenia. Bardzo się cieszę, że zostałem zakwalifikowany do tego projektu. Wiem, co ze sobą zrobić. Rano wstaję, mam obowiązki, mam również za to jakieś pieniądze. Przez miesiąc byliśmy na ul. Nasielskiej w Warszawie w spółce polsko-amerykańskiej. CIS zorganizował nam szkolenie. Tutaj mam świadectwo ukończenia tego kursu – murarz, tynkarz, glazurnik i hydraulik. Zgodziłem się, bo posiadam smykałkę do mechaniki. Potrafiłem już wiele rzeczy zrobić przed rozpoczęciem kursu. Cieszę się, że udało mi się tu dostać. W tej chwili mam prawie 700 zł, mam zwrot kosztów przejazdu i obiad. Są marzenia, że po skończonym kursie utworzona zostanie spółdzielnia z naszej grupy remontowo-budowlanej. Da ona nam miejsca pracy. Grupa jest w miarę zdyscyplinowana. Większość ma już doświadczenie w budowlance. W brygadzie jest elektryk z uprawnieniami. Nie mógł znaleźć pracy, bo pesel już nie ten. Teraz wszyscy chcieliby pracownika z 30 letnim stażem i nie starszego niż czterdziestolatka. Mamy w CIS-ie kurs komputerowy, dobrze sobie radzę – doganiam.

Gdyby miał pan wybór, wolałby pan pracować w biurze?

Nie. Pracowałem w biurze, bo lekarze nie zgadzali się na inną prace. Teraz w zasadzie nie widzą problemu. Okulista stwierdził, że lekkie prace remontowe nie powinny wpłynąć na pogorszenie mojej wady wzroku. Ta praca mnie satysfakcjonuje. Tym bardziej, że jest perspektywa spółdzielni.

CIS proponuje również zajęcia z tzw. aktywnej integracji : wspólne wyjścia do kina, teatru. Odbyły się już?

Jeszcze nie.

Myśli pan, że to jest potrzebne? A może zgodzi się pan, bo musi?

Można pójść w zasadzie, ale to mnie nie kręci. (śmiejemy się)

Kiedy był pan ostatnio w kinie?

20 lat temu. Teraz filmy mnie nie interesują. Raczej pochłonięty jestem zajęciami związanymi z pracą.

Na czym polega udział psychologa w projekcie?

Są to zajęcia motywacyjne, zasady komunikowania się. Ta pomoc jest bardzo wartościowa. Są tutaj różni ludzie, niektórzy są impulsywni. Ćwiczymy różnego rodzaju sytuacje np. ktoś jest dyrektorem, a inna osoba stara się o podwyżkę. Mi już tego rodzaju pomoc nie jest niezbędna, bo ja swoje przeżyłem. Moja praca polegała przecież na pracy z ludźmi. Nic tak nie leczy kompleksów, jak pieniądze. W tym miesiącu dostałem 671 zł i jest to powód do radości. Wystarcza to na bieżące wydatki. Nie daje to jednak możliwości kupienia np. ubrania. Wiadomo, że jak ma się lepszy ciuch to człowiek lepiej się czuje. Już to, co dzieje się teraz, ma wpływ na moją psychikę. Cały dzień mnie nie ma, nie „przewalam się”. Teraz będziemy szykowali sobie bazę. Dostaliśmy od CIS-u pomieszczenie od urzędu Gminy Wieliszew. Sami wykonamy tam remont.

Czy taka działalność jak CIS jest potrzebna?

Bardzo potrzebna.

Nawiązują się przyjaźnie?

W naszej brygadzie są sami mężczyźni i w zasadzie nie ma żadnych konfliktów. Rozumiemy się. Niektórzy z nich pracowali bez rejestracji, kogoś zwolniono, bo firma upadła. Są różne scenariusze.

Co chciałby pan zmienić?

W gminie Nieporęt weszło takie zarządzenie, że dla osób z niskim uposażeniem są komputery z dostępem do internetu. Złożyłem dokumenty. W dzisiejszych czasach bez internetu nie można funkcjonować. A ja chciałbym żyć pełną piersią. Po kursie w CIS-ie myślę, że sobie poradzę. Dziś CV wysyła się mailem, a przynajmniej trzeba je mieć wydrukowane.

Czy widzi pan swoją winę w tym, że nie pracował pan przez tak długi okres?

Nie. Tak się ułożyło. W życiu już tak jest, że trzeba mieć trochę szczęścia, po drugie dużo szczęścia, a po trzecie dobrych znajomych.

Czego panu życzyć?

Żeby to trwało, żebym mógł skończyć kurs i przede wszystkim pracy. Więcej mi nie potrzeba. Jak będę miał pracę, to sobie poradzę. Cyganka powiedziała mi kiedyś, że będę miał dobrze, potem źle, a później znowu dobrze. Było to jeszcze wtedy, jak pracowałem. Ta cyganka, była  w towarzystwie drugiej, która była w ciąży. Zrobiło mi się jej żal. Akurat dostałem premię w pracy, więc dałem jej pieniądze. Nie chciałem słuchać tej wróżby, ale zapamiętałem te słowa

Rozmawiała Agnieszka Mosakowska