Jak radzą sobie rolnicy i ogrodnicy w czasie epidemii. Rozmowa z Łukaszem Jabłońskim („Sałata z Rajszewa”)

Sałata z Rajszewa fot. archiwum prywatne

Sałata z Rajszewa fot. archiwum prywatne

Rolnicy i ogrodnicy w czasach epidemii koronawirusa mają ogromny problem ze sprzedażą swoich produktów. Wiele targowisk zostało zamkniętych. Jednak ludzka pomysłowość w czasach internetu pozwala jakoś przetrwać okolicznym gospodarstwom.

O jednej z takich akcji rozmawialiśmy z Łukaszem Jabłońskim, który, by wesprzeć biznes rodziców, założył na FB konto o nazwie „Sałata ZRajszewa”. Za jego pomocą zbiera zamówienia od klientów, a później je realizuje. Zainteresowanie taką formą zakupów przerosło jego oczekiwania.

 

 

 

Kamil Jagnieża: Panie Łukaszu co się zmieniło po wprowadzeniu stanu epidemii dla Pana rodziców?

Łukasz Jabłoński: Mój tata przestraszył się całą tą sytuacją, która obecnie ma miejsce, ponieważ sprzedaje sałatę głównie na rynku warzyw hurtowych w Broniszach. Dzwonił również do stałych odbiorców, którzy w poprzednich latach kupowali od niego sałatę. Ok. 70 procent dotychczasowych odbiorców niestety odmówiło jej kupienia,
ponieważ część ludzi po prostu pozamykała firmy. Wśród tych odbiorców były restauracje jak również
małe warzywniaki.

 

 

 

Czyli z dnia na dzień zostali Państwo z sałatą, w którą zainwestowaliście?

Tak, sałata rośnie w ogrzewanych szklarniach. Dochodzi tutaj koszt energii elektrycznej, koszt ogrzewania, nasion, podłoża oraz dużo poświęconego czasu. My już wiemy, że pierwsze półrocze będzie dla nas pod kreską, albo w najlepszym razie wyjdziemy na zero. W tym momencie chodzi już tylko o odzyskanie zainwestowanych środków.

Kiedy narodził się pomysł założenia takiej akcji?

Na co dzień mieszkam i pracuję w Warszawie, chociaż teraz jest to praca zdalna, dlatego postanowiłem podratować rodzinny biznes organizując tę akcję sobotniej sprzedaży, którą zrealizowałem dotychczas dwa razy. Pomysł z założeniem tego wydarzenia na Facebooku narodził się w połowie marca tuż przed tym, jak moi rodzice planowali pierwsze cięcie sałaty w tym sezonie. W pierwszych kilku dniach z samych okolic Rajszewa miałem kilkadziesiąt zapytań i zamówień, a jeżeli dołożymy północne dzielnice Warszawy czyli Bielany i Żoliborz, to liczbę tę można podawać w setkach.
Ilość wiadomości, która napłynęła, sprawiła, że nie byłem w stanie każdemu odpisać. W pewnym momencie ponad 400 osób udostępniło tę informację na Facebooku. Zainteresowanie przerosło moje oczekiwania. Ludzie zaczęli udostępniać mój post dalej. Rozrosło się to tak bardzo, że w pewnym momencie musiałem akcję ograniczyć, ponieważ zaczęli się do mnie zgłaszać ludzie z Góry Kalwarii czy Rembertowa. Oczywiście wszystkim zainteresowanym, którzy zamawiają naszą sałatę, serdecznie dziękuję.

Jak dużo zamówień zrealizował Pan dotychczas?

Na początku akcją chciałem objąć warszawski Żoliborz i Bielany. Następnie akcja przyjmowania zamówień rozrosła się na okolice Rajszewa, czyli Chotomów, Legionowo czy Jabłonnę. Chętnie oczywiście dostarczyłbym sałatę każdemu zainteresowanemu, ponieważ sałata jest i czeka. Jednak sałatę trzeba rano uciąć, zapakować. Jest to czasochłonne i sam nie jestem w stanie wszystkiego rozwieźć, ponieważ jesteśmy małym gospodarstwem. W pierwszy weekend udało mi się zrealizować 71 zamówień, w kolejną sobotę zrealizowałem podobną ilość.

Jakie zasady bezpieczeństwa Pan stosuje przy dostarczaniu sałaty?

Przy dostawie i realizacji zamówień na pierwszym miejscu stawiamy na bezpieczeństwo swoje jak i klientów w tych szczególnych czasach. Wszystkie płatności przyjmuję przelewem wcześniej, dzięki czemu ograniczamy potencjalne przenoszenie wirusów poprzez gotówkę. Wyraźnie podkreślam w informacjach zamieszczanych w postach, że należy zachować odległość. W pierwszym tygodniu wyglądało to tak, że dostarczałem spakowaną sałatę klientowi pod dom lub pod drzwi, albo wystawiałem klientowi sałatę na bezpieczną odległość min. 2 metrów. Wiemy, że czasy są trudne i trzeba wzajemnie się wspierać oraz walczyć. Ja pokazuję, że przy zachowaniu zasad bezpieczeństwa i wszelkiej ostrożności można w miarę normalnie żyć. Mam nadzieję, że inni ogrodnicy i rolnicy też będą walczyć o utrzymanie swoich biznesów. Zadbajmy wspólnie o nasze bezpieczeństwo, najpierw o to związane ze zdrowiem, później o to
materialne.

Dziękuję za rozmowę i życzę sił w dalszej walce o utrzymanie rodzinnego gospodarstwa.