Serock. Batalia o równouprawnienie. Sołtys – powołanie czy zawód?

soltysi-serock

 

Drugi rok w Serocku trwa dyskusja grupy sołtysów z Radą Gminy w sprawie wypłaty diet. Nie jest to konflikt, raczej spór na argumenty, bowiem prawo daje możliwość dowolnego traktowania kwestii wynagradzania reprezentantów władzy najniższego szczebla.

Ustawa samorządowa wychodzi z założenia, że sołtys to „jednostka pomocnicza gminy”. W rzeczywistości jest to społecznik, lider wspólnoty lokalnej, który pomaga w relacjach mieszkańców z organami władzy oraz przewodzi mikrospołeczności, która ustanowiła go swoim reprezentantem. W myśl prawa sołtys podlega ochronie jako funkcjonariusz państwowy podczas wykonywania obowiązków. Należy do nich między innymi roznoszenie zawiadomień urzędowych, pobór opłat i podatków, a także zorganizowanie zebrania wiejskiego przynajmniej raz do roku, co szczegółowo określają statut sołectwa oraz uchwały rady danej gminy. Obowiązki zostały określone, a wynagrodzenie pozostawiono do swobodnej decyzji samorządu gminnego. W efekcie osoby pełniące w bezpośrednim sąsiedztwie, lecz w różnych gminach tę samą funkcję, są w różny sposób za to wynagradzane.

W powiecie legionowskim, jak w całym kraju, każda gmina suwerennie określa kwestie wynagrodzeń, czy może rekompensaty finansowej, dla sołtysów. Dane prezentujemy w tabeli:

Znikające inkaso

Sołectwa są różnej wielkości – od naprawdę małych do całkiem sporych. Dlatego zaangażowanie czasowe potrzebne choćby na rozniesienie zawiadomień może znacznie się różnić. Zawsze jednak odbywa się kosztem zmniejszonego zaangażowania zawodowego lub życia rodzinnego. Korzysta się z telefonu, trzeba dojechać na drugi koniec wsi. To wszystko generuje konkretne koszty, których gmina nie refunduje. Internet staje się dobrem powszechnym, ludzie korzystają z przelewów bankowych, by opłacać podatki czy wywóz śmieci. Dlatego pobór tych danin przez sołtysów z roku na rok się kurczy, a wraz z nim spada kwota inkaso przypadającego sołtysom. Wkrótce zapewne zniknie zupełnie.

Co w zamian

Rozsądną rekompensatą staje się ryczałt za doręczenie druków urzędowych i stała miesięczna dieta. Półśrodkiem jest dieta za udział w sesjach rady, gdyż pomija inne aspekty codziennej działalności sołtysów.

Sołtyska z inicjatywą

Od dwóch lat sołtyska z Dębinek Magdalena Nieckarz próbuje uwrażliwić serocką radę i urzędników na nierówne traktowanie sołtysów ze swojego terenu w porównaniu z ich kolegami z pozostałych gmin powiatu legionowskiego. Jej starania są ukierunkowane na przyznanie sołtysom stałych diet. Na chwilę obecną doprowadziła do wypłacania serockim sołtysom ryczałtu za dostarczoną korespondencję urzędową oraz diet za udział w sesjach. Nastąpiło zbliżenie stanowisk i pozostaje wierzyć, że dojdzie do wypracowania rozwiązania satysfakcjonującego wszystkich. Wypada w tym miejscu zauważyć, że w przypadku stałych, kilkusetzłotowych diet miesięcznych, mówimy o kwocie rzędu 150 – 250 tysięcy złotych rocznie, co stanowiłoby o wiele mniej niż pół procenta wydatków ujętych w budżecie Serocka. Sołtysi doceniają dobrą wolę, jak również są zadowoleni, że mogą korzystać z budżetu sołeckiego, aczkolwiek sygnalizują przypadki „szorstkiej przyjaźni” z urzędnikami gminnymi piętrzącymi czasami trudności z uruchomieniem przyznanych środków.

Pytamy pana senatora

Dla pełnego obrazu postanowiliśmy sprawdzić, jak sprawa wynagrodzeń sołtysów wygląda gdzie indziej. Zwróciliśmy się o komentarz do prezesa Krajowego Stowarzyszenia Sołtysów Ireneusza Niewiarowskiego, byłego, wieloletniego senatora RP. – Nie prowadzimy statystyki i nie dysponujemy danymi obrazującymi sytuację w skali kraju. Ile gmin, tyle rozwiązań. Inkaso jest powszechną formą gratyfikacji, stawki różnią się nieco, odnośnie diet czy to stałych, czy to za uczestnictwo w sesjach, panuje dowolność – mówi prezes Niewiarowski. – Praktycznie nie ma sołtysów, którzy byliby całkowicie pozbawieni jakiejś formy gratyfikacji pieniężnej. W styczniu tego roku PSL przedstawił poselski projekt ustawy o sołtysach i radach sołeckich, gdzie przewidziano stałe wynagrodzenie sołtysów na poziomie 1000 złotych miesięcznie. Oczywiście PiS wyrzucił projekt opozycji do kosza i nie odbyła się nawet debata na ten temat, a szkoda. Nie zmienia to faktu, iż sołtys to zawsze musi być ktoś potrafiący pociągnąć za sobą społeczność, dobry organizator i społecznik z powołania. Urzędnik bądź osoba skuszona wynagrodzeniem w tej roli się nie sprawdzi. – O tym, że pieniądze są ważne, świadczy ożywienie aktywności lokalnej po zmianach wprowadzonych w 2014 roku w zakresie funduszu sołeckiego – podsumowuje pan prezes.

Głos z Mazowsza

O tym, co dzieje się w naszym regionie, opowiedziała Pani Grażyna Jałgos–Dębska prezeska Stowarzyszenia Sołtysi Mazowsza: – Niestety nie dysponuję informacją z całego województwa. Dla stowarzyszenia kwestia wynagrodzeń sołtysów jako problem nie istnieje. Zgodnie z tradycją uważamy się za społeczników. Na sprawę patrzymy bardziej jako na zwrot wydatków ponoszonych w związku z pełnioną funkcją. W moim rejonie – w Gminie Grodzisk Mazowiecki – wynagrodzenia są tak skrojone, iż sołtysi otrzymują inkaso w formie ryczałtu w kwocie 830 złotych kwartalnie. Samo pojawienie się, wraz z projektem ustawy PSL, informacji o tysiąc złotowej pensji dla sołtysów spowodowało, że funkcją tą zaczęli interesować się ludzie przypadkowi, którzy do tej pory byli obojętni wobec codziennych spraw lokalnych, a ich uwagę przyciągnęła możliwość uzyskania dodatkowego zarobku. – mówi Grażyna Jagłos-Dębska. – Uważam, że sołtys to w pierwszym rzędzie musi być lider, osoba posiadająca autorytet, zdolności organizacyjne i akceptowana w środowisku, która nie kieruje się chęcią zysku. Poprzez stawianie dobra wspólnego ponad kwestie finansowe, sołtysi bywają uważani przez urzędników gminnych za kłopotliwych partnerów. Wynagrodzenie natomiast, jak już powiedziałam, to w pierwszym rzędzie zwrot kosztów – tonera do drukarki, papieru, amortyzacji sprzętu, ale nie pensja – mówi Pani Grażyna.