Wybory 2014. Serock. Justyna Matuszewska – nowe spojrzenie na zarządzanie

Justyna Matuszewska

Justyna Matuszewska (fot. mat. wyb,)

Nie mogła zdecydować się na kandydowanie na burmistrza do ostatniej chwili. Kiedy wreszcie podjęła decyzję, jest jej wierna i wierzy, że może wygrać te wybory. Chce nadać nową jakość serockiej polityce

i realnie włączyć mieszkańców w procesy decyzyjne. Nie wstydzi się powiedzieć, że nie wie, że wierzy i że się boi – odważna kobieta. Rozmowa Agnieszki Mosakowskiej z Justyną Matuszewską.

 

Czy rada rodziców to dobry początek politycznej kariery?

To bardzo dobry początek. Rodzice rozmawiają ze sobą na bardzo wiele tematów, nie tylko dotyczących szkoły. Trzeba pamiętać o tym, że to nie jest tak, że my idziemy na radę rodziców, odbywa się spotkanie, rozchodzimy się do domów i na tym się kończy. Dużo czasu spędza się rozmawiając i przed i po o wszystkim np. o tym, że wczoraj czekałam dwie godziny na autobus, albo o tym, że zamówiłam sobie wizytę u lekarza pierwszego kontaktu i mam ją za półtora miesiąca – bo takie bywają terminy w serockiej przychodni.

Skąd decyzja o kandydaturze?

Zauważyłam, że samorządność mnie pociąga. To jest coś niesamowitego, że jakaś mała lokalna społeczność może decydować o sobie. Na tyle mocno się zaangażowałam, że zdecydowałam się na studia w kierunku administracji publicznej. Kiedy zdawałam egzamin, usłyszałam od komisji egzaminacyjnej, że powinnam się zastanowić nad tym, czy samorządność to nie jest mój pomysł na życie i być może pomyśleć o kandydowaniu na burmistrza. Zareagowałam na ten komentarz śmiechem, ale za jakiś czas, ktoś, kto jest dla mnie dużym autorytetem i zna dobrze serockie środowisko, powiedział, abym się zastanowiła, czy nie powinnam pójść o krok dalej. Zaczęłam się nad tym zastanawiać i jeszcze uważniej przyglądać samorządności. Kiedy składałam oświadczenie majątkowe na koniec kadencji, zrobiło mi się smutno, że już tego nie będzie. Zrozumiałam, że to naprawdę ciekawy kawałek mojego życia i zaczęłam bardzo mocno brać pod uwagę decyzję o zostaniu burmistrzem. Zaczęłam analizować, kogo mogłabym zaprosić do współpracy. Ostatecznie w podjęciu decyzji pomogła rodzina. Moja 17-letnia córka powiedziała – mamo idź tam, bo to jest twoja bajka. Ty się tam dobrze czujesz i trzeba spróbować. Niezależnie od wyniku, to nie będzie koniec twojego życia. W ten sposób zapadła decyzja i 17 października pełnomocnik zarejestrował mnie jako kandydata

Oprócz tego asekuruje się pani startując na radną?

Na radną byłam zdecydowana. Byłam pewna, że mnie to interesuje i chcę to robić. Przez ostatnie cztery lata udało się coś zmienić, więc chcę dalej iść w tym kierunku. Wiem, jaką  „zieloną łączką” byłam 4 lata temu, i wiem, jaki postęp zrobiłam. W dużej mierze wiedzę usystematyzowały mi również studia.

Rodzina popiera?

Każda moja kandydatura, zarówno osiem lat temu, kiedy się nie dostałam i cztery lata temu, poprzedzona była swoistym rytuałem. Sadzałam całą rodzinę na kanapie i mówiłam – słuchajcie, mam taki pomysł, co o tym myślicie, wiecie, że nie będzie mnie w domu. Wtedy moja rodzina mówiła – co za różnica, gdzie ty pójdziesz. Ty i tak ciągle gdzieś latasz. Jedno stowarzyszenie, teraz drugie stowarzyszenie…

Co to za stowarzyszenia?

Kiedyś funkcjonowałam w powiatowych strukturach PiS-u. Jednak polityka mniej mnie pociągała, bardziej samorządność. Kiedy już zostałam radną, z kilkoma osobami, również spoza rady, stwierdziliśmy, że chcemy coś zrobić. Ponieważ jednak samemu jest ciężko, postanowiliśmy założyć stowarzyszenie. Zarejestrowaliśmy je na początku 2013 r.

Czym się zajmujecie w ramach stowarzyszenia?

Prowadzimy działalność edukacyjną jeśli chodzi o świadomość obywatelską. Organizujemy również imprezy kulturalno-sportowe. Organizowaliśmy debaty dotyczące problemów gminy, cykliczną imprezę Odjazdowy Bibliotekarz propagującą czytelnictwo i czynny wypoczynek, oraz Kulturalne Popołudnie.

Co pani uważa za swoje największe osiągnięcie w tej kadencji?

Komunikacja. Kiedy przyszłam do rady, pomimo tego że ustawowym obowiązkiem było zapewnienie transportu zbiorowego, nie realizowano tego. Dzisiaj ta komunikacja jest, kuleje co prawda, ale jest. Wymaga ciągłej modernizacji i dostosowywania do potrzeb mieszkańców. Była to wspólna praca pięciorga radnych. Bardzo dobrze się nam wspólnie pracowało. Wymyśliliśmy to sobie, zrobiliśmy do tego bardzo solidną podstawę, łącznie z wyznaczeniem tras i przygotowaniem wyczerpującego uzasadnienia. Napracowaliśmy się nad tym dość poważnie i w pewnym momencie zafunkcjonowało. Liczę na to, że to się będzie rozwijało.

Gdyby nie pani i pozostałe 4 osoby zaangażowane w tę inicjatywę, tej komunikacji by nie było?

Myślę, że by nie było. Chyba że mieszkańcy zaczęliby egzekwować spełnienie ustawowych obowiązków od gminy. Jeśli nic takiego by się nie wydarzyło, to Serock pod względem komunikacji nie zmieniłby się. Mogę to powiedzieć z czystym sumieniem.

Pani decyzja kandydowania na fotel burmistrza jest jednoznaczna z tym, że nie popiera pani  Sylwestra Sokolnickiego.

Mam inny pomysł na gminę.

A czym się różni pani pomysł?

Uważam, że społeczeństwo powinno mieć wpływ na to, co się dzieje.

A nie ma?

Moim zdaniem niewielki. Myślę, że można bardziej zaangażować lokalne społeczności w pracę nad drogą, którą powinna podążać gmina. W Serocku jest cała masa ludzi, którzy mają dużą wiedzę, dużo pomysłów i nieczerpanie z tego powoduje, że polityka gminy jest uboższa. Ludzie mogą bardzo dużo wnieść. Starsi ze względu na swoje doświadczenie, młodzi ze względu na świeżość spojrzenia. Każdy powinien się liczyć. Organizowanie debat, konsultacji, spotkań, to jest niewyczerpane źródło informacji o potrzebach naszych mieszkańców.

Jeśli pani zostanie burmistrzem, takie spotkania będą organizowane?

Tak. Przećwiczyłam to już ze stowarzyszeniem. Mieliśmy debaty społeczne na temat różnych kwestii dotyczących gminy i myślę, że to byłby mój numer jeden. Aktywne włączenie społeczności to byłby mój priorytet. Nie wierzę, że jedna osoba jest w stanie ocenić potrzeby tak dużego środowiska. To jest niemożliwe.

Jednak po to wybieramy radnych, aby reprezentowali społeczeństwo.

Pewnie tak, ale mimo wszystko, to tylko 15 osób. Na komunikację społeczną chciałabym położyć jak największy nacisk.

Nie boi się pani?

Czego?

Odpowiedzialności

Boję się (śmiech). Decydując się na pierwsze, drugie, trzecie dziecko, bałam się, czy sobie poradzę jako matka. Decydując się na otworzenie swojej działalności gospodarczej, bałam się, czy sobie poradzę jako księgowa. Decydując się na start na stanowisko burmistrza. też się boję. Chciałabym to wykonywać jak najlepiej, żeby mieszkańcy, którzy na mnie zagłosują, pod koniec kadencji mogli powiedzieć – tak, to był dobry wybór.

Czy ma pani wizję tego, jak to wszystko będzie wyglądało? Może są w zanadrzu współpracownicy, którzy będą panią wspierać? Na których ręce ze spokojem, będzie można powierzyć część obowiązków?

Tak, bo nie jest możliwe, aby zrobić to samemu. Sama to ja mogę przesadzić kwiatek. Na pewno samemu nie można zarządzać taką liczbą osób, taką kwotą pieniędzy. To jest ogromna odpowiedzialność i nie można brać tej odpowiedzialności tylko i wyłącznie na siebie, bo żaden człowiek nie jest w stanie sam tego udźwignąć.

A co ma pani do zarzucenia obecnemu burmistrzowi?

„Do zarzucenia”, to jest za dużo powiedziane. Myślę, ze burmistrz Sokolnicki sporo zrobił w Serocku.  Trzeba być niepoważnym, żeby tego nie powiedzieć wprost. Szacunek za te dokonania na pewno mu się należy. Ja widzę ogromną przepaść pomiędzy Serockiem 20 lat temu a dzisiaj. Myślę jednak, że pomysły na rozwój gminy się skończyły. Dlatego generalnie jestem za dwukadencyjnością.

Po drugiej kadencji pani już nie będzie chciała być burmistrzem?

Ja oceniam, że po trzech kadencjach, może po czterech panu Sokolnickiemu skończyły się pomysły. Zarówno panu burmistrzowi jak i jego współpracownikom. Gdyby pan burmistrz robił konsultacje,  mieszkańcy dostarczyliby tylu pomysłów, że wręcz nie byłoby się w stanie ich zrealizować. Serock się zmienia, jest masa napływowych mieszkańców i ich postrzeganie, wymagania bywają zupełnie różne od tego, co się dzieje. Chcieliby, żeby było cicho, troszeczkę wiejsko i letniskowo. Jednak oprócz tego chcą jechać do pracy, wysłać dzieci do szkoły, w której są dobre warunki. W serockiej szkole dzieci się po prostu nie mieszczą. Ja już to przewidywałam i rok i dwa lata temu. Mówiłam – panie burmistrzu, będzie problem. I teraz jest rzeczywiście problem.

Burmistrz w tej kwestii się z panią nie zgadzał?

Nie zgadzał się. Twierdził, że przyrost jest bardzo mały. Przez wiele lat uczestniczyłam w zebraniach rad rodziców i wiem, jak rodzice są bardzo zbulwersowani tym, co się dzieje. I to nie jest wina dyrekcji, bo bądźmy szczerzy, organem prowadzącym jest gmina. Pamiętam, jak bardzo mocno namawiano rodziców, żeby wysłali swoje dzieci wcześniej do szkoły, jak wiele spotkań promujących wcześniejszą edukację się odbyło. Teraz w godzinach szczytu w świetlicy dla najmłodszych dzieci są takie warunki, że one niemal chodzą po sobie. Nieporęt wybudował gimnazjum, Wieliszew wybudował gimnazjum, Jabłonna wybudowała nową szkołę, a w Serocku ciągle nie ma takiej potrzeby. Nieporęt ma komunikację, Wieliszew ma komunikację, Jabłonna ma komunikację, w Serocku nadal nie ma takiej potrzeby (śmieje się). Mam wrażenie, że Serock to jest jakiś odosobniony kosmos, bo u nas nie ma tych potrzeb.

Ma pani troje dzieci. Wiele matek mówi, że nie ma nawet czasu na oglądanie wiadomości. Jak pani to robi, że jest czas na to wszystko?

Można to traktować w ten sposób, że jest to kosztem czasu dla rodziny. Jednak moje dzieci się w to angażują. Szczególnie najstarsza córka ma duży wkład w moją działalność. W miarę wieku zatraca się świeżość spojrzenia na wiele spraw. Ona czasem prostuje moją ścieżkę, mówi np. słuchaj z tym nie trafisz do nikogo, bo to jest nudne. Kiedyś, gdy miałam okres wyrzutów sumienia, postanowiłam porozmawiać z nią. Zapytałam – słuchaj, czy wy nie macie wrażenia, że jesteście zaniedbywani i ojciec w naszej rodzinie pełni rolę i matki i ojca? Wtedy odpowiedziała – dobrze, że ty to wszystko masz, bo ty byś nas zajeździła (śmiejemy się).

Ojciec rzeczywiście pełni rolę matki i ojca?

W niektórych sprawach tak.

Nie czuje się pokrzywdzony?

Nie. Długo było tak, że to on spędzał dużo czasu poza domem. I tak naprawdę bieganie przy starszych córkach typu zebranie, zajęcia dodatkowe, lekarz i to wszystko, co się wiąże z posiadaniem dzieci, gdzieś mu umknęło. Nie dawałam mu chyba nawet szansy, żeby się w to zaangażował. Po prostu teraz ma okazję. Mamy siedmioletniego syna i droga jest przed nim otwarta. Odrabiają lekcję, wiele rzeczy robią razem i bardzo mnie to cieszy. Mojego męża również. Chyba na tym właśnie polega partnerstwo. Bądźmy szczerzy, zajmowanie się dziećmi i domem jest trudniejsze od polityki, pracy i wszystkiego innego.

Był czas, że siedziała pani tylko w domu z dzieckiem?

Mój najdłuższy macierzyński wynosił 9 miesięcy. Siedziałyśmy w domu z teściową i wyrywałyśmy sobie pracę z rąk i dziecko również. Zupełnie przypadkowo wzięłam gazetę, otworzyłam i okazało się, że szukają księgowej. Pracowałam tam 10 lat. Potem koleżanka namówiła mnie, żebyśmy we dwie zaczęły prowadzić swoje biuro i tak się też stało. Ostatnio do tego doszło, że postanowiłam otworzyć już zupełnie samodzielną firmę rachunkową. Gdyby nie teściowa, która zajmowała się dziećmi nie mogłabym sobie pozwolić na takie funkcjonowanie. Bardzo ważne w takich decyzjach jest wsparcie rodziny. Mój mąż, teściowie, rodzice – wszyscy mnie wspierają. Znajduję czas i dla dzieci i dla domu. Może ten dom nie jest taki, jak u niektórych moich znajomych. Czasami rzeczywiście się zapędzam. Był czas, kiedy synek płakał, bo mamy nie ma. W takich wypadkach wyhamowuję. Poza tym nie ma siły –  czytanie książki wieczorem musi być.

Na swoim blogu napisała pani „czasem rola kobiety w rodzinie jest źle pojmowana – niejednokrotnie bywa tak, że najbliżsi ograniczają jej możliwości kształcenia i realizowania się w innych dziedzinach życia”. Skąd pani o tym wie, skoro nie miała pani z tym do czynienia?

Mam masę znajomych i koleżanek, których rodziny różnie reagowały na działanie w tym kierunku, żeby gdzieś zadziałać, zafunkcjonować. Nie każdy ma takiego fajnego męża jak ja (śmieje się).

Słyszałam, że działa pani aktywnie w środowisku katolickim. Na czym ta działalność polega?

Od 18 lat funkcjonuję w środowisku parafialnym. Głównie czytam na Mszy. Brałam udział w akcjach charytatywnych. Zajmowałam się młodzieżą, byłam animatorem osób przygotowujących się do bierzmowania. To nie znaczy, że ja uczyłam ich tylko modlitwy. Pokazywałam, że katolik funkcjonuje w rodzinie, w społeczeństwie, chodzi do teatru, kina. To nie jest to, że on od rana do wieczora chodzi z gitarą i śpiewa Abba Ojcze. To jest zupełnie przekłamany obraz katolika, nieodpowiadający temu co jest dzisiaj.

„Cynicznym mitem proponowanym w laickich mediach jest stereotyp kobiety – katoliczki jako zacofanej, mało atrakcyjnej, zależnej od mężczyzny i naiwnie „poświęcającej się” małżeństwu i rodzinie”. Co pani myśli o tym cytacie? Czy pani ten stereotyp przełamuje kandydując na burmistrza?

Myślę, że tak. Myślę, że my nigdy nie byliśmy taką stereotypową rodziną. Notabene jedną z osób, która również zainspirowała mnie do tego, że kandyduję, była osoba duchowna.

Może to feminizm katolicki?

Nie lubię słowa feminizm.

Chodzi o usystematyzowanie, że kobiety i mężczyźni są stworzeni na podobieństwo Boga, a nie na podobieństwo osób drugiej płci.

Na pewno nie czuję się jak żebro (śmiejemy się). Bądźmy szczerzy, dzisiaj nauczanie Kościoła uczy partnerstwa. Nie jest wstydem, że facet zajmuje się dziećmi, że zmywa, że sprząta. Z drugiej strony ja robię sama przeglądy samochodu. Kosiarkę kupiłam sama.

Nie wstydzi się pani, że jest osobą wierzącą?

Nie.

Jednak za Kościół dają pani w kość w komentarzach.

Dają, bo być może posługują się stereotypami.

W jednym z komentarzy było napisane „kółko różańcowe zwane „środowiskiem”, to nie jest najlepsze zaplecze polityczne”.

Dlaczego nie jest? Bądźmy szczerzy to, że Solidarność się narodziła, to ogromny wpływ Kościoła. Nikt mi nie powie, że to, że nie ma dzisiaj w Polsce komunizmu, to nie jest po części zasługa Kościoła katolickiego w Polsce.

A np. komentarz, że się pani sprzedała. Czy to nie jest bolesne?

Proszę pani, nikt nie ma takich pieniędzy, żeby mnie kupić.

Są również pozytywne komentarze.”Kandydat niezależny od układów panujących w ratuszu o mocnym kręgosłupie moralnym”.

To wiąże się z tym, o czym przed chwilą mówiłam. Masa katolików funkcjonuje świetnie w polityce, kulturze i oni się tego nie wstydzą. Weźmy np. Małgorzatę Kożuchowską, nigdy nie kryła się ze swoją wiarą, a czy to jej przeszkodziło w karierze? Nie. Inny przykład to Roman Kluska, znany przedsiębiorca, jeden z głównych sponsorów budowy Sanktuarium w Krakowie-Łagiewnikach.

Jak ocenia pani swoje szanse w wyborach. Zostanie pani burmistrzem?

Myślę, że nie jest to niemożliwe. Będzie to trudne, bo kontrkandydaci są mocni. Myślę jednak, że mam sporo do zaoferowania. Być może mieszkańcy stwierdzą, że warto dać szansę komuś innemu, o świeższym spojrzeniu i odmiennym postrzeganiu potrzeb mieszkańców. To, co mnie różni od burmistrza Sokolnickiego, to jest to, że ja chcę rozmawiać z ludźmi, chcę żeby przychodzili mądrzy ludzie, którzy mają większą wiedzę niż ja. Moja siła nie jest w tym, że jestem Alfą i Omegą ale w tym, że potrafię ludzi zrozumieć, chcę ich słuchać i im pomagać. Największe baty dostałam od młodych ludzi, których przygotowywałam do bierzmowania. Ja się tam nauczyłam mówić „nie wiem”. To jest ogromna umiejętność. Nie jest wstydem powiedzieć – nie wiem. Wstydem jest tej wiedzy nie uzupełniać. Bo uczyć trzeba się przez całe życie.

 

Podziel się tą informacją ze znajomymi

Facebook
Google+

komentarze: 9

  1. Pani Justyno, byłem na Pani spotkaniu z wyborcami. Niewątpliwie ma Pani najładniejszy uśmiech spośród wszystkich kandydatów na burmistrza. :). Jednakże powód dla którego ma Pani mój głos, jak i kandydat na radnego w moim okręgu, to fakt, iż dla dobra mieszkańców Państwa stowarzyszenie działa od dawna, a nie robi wielki szum tuż przed kampanią. Poza tym Państwo nie wiedzą lepiej, co jest dobre dla mieszkańców, tylko spotykają się z nimi (nami), słuchają i podejmują decyzje zgodnie z wolą mieszkańców, o czym można było się przekonać, gdy tworzyli Państwo projekt rozwiązania problemu komunikacji do Warszawy na grupie popularnego portalu społecznościowego. POWODZENIA.

  2. Jest Pani bardzo sympatyczną osobą. Mojego głosu Pani nie zyska, ze względu na brak doświadczenia i wynikającą z tego niepewność działania. Drugą, a właściwie fundamentalną sprawą jest Pani przywiązanie do instytucji Kościoła, w której osoby innego wyznania , niewierzące, itp.. , z miejsca narażone są na porażkę ze względów światopoglądu w rozmowie z Panią, Mnie nie interesuje jakiego jest Pani wyznania. Dla mnie jest to sprawa bardzo osobista i podlegająca debacie. Jeżeli chce Pani objąć urząd burmistrza w świeckim państwie , powinna Pani powstrzymać się przynajmniej od komentarza , że duchowny Panią namaścił. Nikt rodziców ( w radzie rodziców-swoją drogą ciele truchle) nie będzie z Panią rozmawiał jakim problemem jest brak uczestnictwa jego dziecka w zajęciach religii. Więc proszę sobie wyobrazić ,że jest to problem , dzieci są napiętnowane ( w przypadku mojego siedzi w nim diabeł) i problem związany z religią w szkole jest czasami większy niż z komunikacją. Pozdrawiam.

  3. Nie zgadzam się z Koleżanką Seby. To, ze ktos tak mocno identyfikuje sie z Kościołem, powinno przemawiać na jego korzyść. O ile dobrze pojmuje wiarę. Mam wrażenie, ze Koleżanka Seby prezentuje osoby, o ktorej Pani Justyna wpomniala w wywiadzie- które maja zakłamany obraz katolika, ktorym wydaje sie, ze katolicy fruwają trzy metry nad ziemia i chca wszystkich wkoło nawracać, potępiając ich i wykluczając ze środowiska. Nic bardziej mylnego :). Katolicy sa naprawde normalnymi ludźmi :).
    Nota bene – z tego co wiem pozostali kandydaci na burmistrza rownież sa katolikami.

  4. Stereotyp katolika ( jego podległości i nietolerancj) -z tym nie będę dyskutował bo jest to nastawione tylko na deprecjonowanie(i to takie modne ostatnio) . Co do doświadczenia, to najlepiej rozwijające się gminy na Mazowszu w ostatnich latach poprowadzili ludzie bez doświadczenia przykładem choćby Pomiechówek (polecam poczytać o tym). Wygląda na to że to tzw. doświadczenie jest balastem a nie motorem napędowym w rozwoju gminy. Czego przykładem jest choćby nasz Burmistrz i porównanie jego pierwszych i ostatnich kadencji. Do odważnych świat należy.

  5. O ile się nie mylę, to szkoły burmistrzów jeszcze nie ma. Pani Justyna jest dobrze przygotowania pod względem wykształcenia, posiada doświadczenie w pracy samorządowej i w pracy społecznej. Każdy kiedyś zaczyna. Burmistrz Sokolnicki objął urząd w wieku 31 lat. Miał doświadczenie ? Brak doświadczenia to żaden argument. Potencjał i kreatywność się liczą. Z kolei zarzut związków ze środowiskiem katolickim to żaden zarzut. Miałby on sens tylko wówczas, gdyby istniało zagrożenie, że polityka Justyny Matuszewskiej jako burmistrza będzie miała zabarwienie światopoglądowe, a w mojej opinii tak nie będzie. Niby czym miałoby się to objawiać na tym szczeblu władzy lokalnej… Poza tym, jak już pisałem w innym wątku, Pani Matuszewska jest osobą o umiarkowanych poglądach oraz wyraźnie odbiega od stereotypu katoliczki, która zdaniem niektórych powinna tylko siedzieć w domu i zajmować się dziećmi. To raczej katoliczka w nowoczesnym wydaniu. Jej rodzina to też przykład nowoczesnej rodziny, a nie zacofanych moherów.

  6. No i dalej jestem w kropce… Uważam, że czas wymienić burmistrza, jego popleczników oraz wymienić całą górkę kierowniczą w urzędzie, bo już nic nowego nie wniosą w rozwój środowiska. Ale… nie ma na kogo głosować! Koleżanka Seby ma rację! Mnie także nie interesuje przekonanie religijne żadnego burmistrza, religijność lub jej brak to intymna sprawa każdego człowieka, nie chcę aby mój burmistrz chodził po wytyczne na plebanię! Masakra i znów będziemy w du… Gdzie ci wszyscy mądrzy ludzie? Chyba w Anglii na zmywaku robią :(((

  7. Sorry, jak teraz nie masz na kogo głosować, to już mieć nie będziesz. Lepiej przyznać burmistrzowi stanowisko dożywotnio, bo podejrzewam, że na emeryturę też nie będzie chciał się wybrać i nie zawracać sobie głowy wyborami, bo to kosztowna impreza.

  8. Drogi Mańku! Polecam Ci osobę Pana Burmistrza Sylwestra Sokolnickiego. Człowiek prawy, nad wyraz uczciwy, skromy i żyjący wręcz ascetycznie . Jest duszą towarzystwa, ma również olbrzymie poczucie humoru , jak dowcipy opowiada to boki zrywać .
    P.S. Najlepiej mi się podoba ten żart z plakatów – INWESTUJEMY W PRZYSZŁOŚĆ .

  9. Jeśli to wyżej to ironia to popieram

Dodaj komentarz