Legionowo. Nieudana akcja odłowienia łosia. PIW: Miastu brakuje procedur. Miasto: Potrzebujemy bardziej jednoznacznych przepisów

Łoś_1

W czwartek (20 sierpnia) na Osiedlu Piaski w Legionowie odbyła się akcja odłowienia łosia. Zwierzę zostało uśpione i wywiezione do lasu w Białobrzegach. Niestety po podaniu środka nasennego nie przeżyło. O całej akcji rozmawialiśmy z Maciejem Wierzchoniem, Powiatowym Inspektorem Weterynarii w Nowym Dworze Mazowieckim. Wysłaliśmy również pytania w tej sprawie do Urzędu Miasta Legionowo.

 

Cała sytuacja wydarzyła się w czwartek (20 sierpnia) na Osiedlu Piaski w Legionowie. Według okolicznych mieszkańców łoś między blokami pojawił się już przed godz. 7. Straż pożarna została poinformowana o całej sytuacji przed godz. 10. Na miejscu obecna była również straż miejska i policja. Służby ratunkowe przez parę godzin starały, żeby zwierzę nie zrobiło krzywdy sobie i mieszkańcom. Na miejsce został wezwany Powiatowy Inspektor Weterynarii z Nowego Dworu Mazowieckiego, Maciej Wierzchoń, który odpowiada również za powiat legionowski.

Służby podjęły decyzję, że zwierzę należy uśpić i przewieźć do lasów na terenie Białobrzegów. W tym celu Powiatowy Inspektor Weterynarii wezwał na miejsce weterynarza z poza powiatu legionowskiego, który miał doświadczenie w tego typu akcjach. Zwierzęciu zostały podane 3 dawki środka usypiającego. Po tym jak zwierzę zasnęło zostało załadowane na przygotowaną lawetę. Niestety łoś nie wytrzymał całej tej sytuacji i padł podczas transportu.

 

 

Po całej akcji rozmawialiśmy z Powiatowym Inspektorem Weterynarii z Nowego Dworu Mazowieckiego, Maciejem Wierzchoniem, który opisał nam ze swojej perspektywy całą sytuację.

Kamil Jagnieża: Panie Inspektorze, czy już Pan wie, dlaczego to zwierzę padło?

Maciej Wierzchoń: To jest dzikie zwierzę i jest ono generalnie bardzo wrażliwe na stres i jest bardzo trudno mu dawkować środki znieczulające. Jak zwierzę jest zestresowane to te środki działają mniej skutecznie i trzeba zwiększyć dawkę a z tym zawsze związane jest ryzyko. Łoś, to bardzo trudne zwierzę do jakiejkolwiek interwencji anestezjologicznej.

KJ: Co stało się z truchłem tego łosia?

MW: Zostanie ono zutylizowane. Osobiście wezwałem firmę utylizacyjną.

KJ: Kto poniesie teraz wszystkie koszty całej tej operacji?

MW: Cała ta akcja podchodzi pod zapewnienie bezpieczeństwa obywatelom przed zwierzętami. To jest działanie własne gminy. Ja byłem na miejscu, ponieważ chciałem pomóc kolegom, a generalnie działania, które powinny prowadzić do rozwiązania takiej sytuacji powinna podjąć gmina. W obecnej sytuacji koszty będzie musiała ponieść Gmina Miejska Legionowo.

KJ: Kto strzelał do łosia środkami znieczulającymi? 

MW: Na miejsce został wezwany lekarz weterynarii spoza terenu powiatu legionowskiego, który specjalizuje się w takich zwierzętach, ponieważ nie jest to łatwe zadanie uśpić zwierzę duże i zestresowane. To był wysokiej klasy lekarz z doświadczeniem, którego ja wezwałem na miejsce.

KJ: Zwierzęciu podano aż trzy dawki środka znieczulającego, to w Pana ocenie odpowiednia ilość? Czy może przekroczono maksymalną dawkę i dlatego zwierzę padło? 

MW: W tej sytuacji trudno jest mówić o przekroczeniu dawki, ponieważ różnica między górną a dolną zalecaną dawką jest ok. 15 razy. To zwierzę dostało narkozę kilkukrotnie, nie dlatego, że nie mogliśmy jej wydawkować, tylko dlatego, że jest to dawkowanie pod kontrolą efektu. Patrzymy jaki jest efekt i ewentualnie dokłada się kolejną dawkę. Jeżeli zwierzę się nie kładzie to się po prostu dokłada kolejną dawkę. Między kolejnymi dawkami czekaliśmy 15 minut. Problemem była masa gapiów. Zwierzę było permanentnie pobudzone, co nam bardzo utrudniało pracę. To wszystko trwało za długo. Będę musiał usiąść i porozmawiać z przedstawicielami gminy, ponieważ to jest ich zadanie. Ta interwencja od momentu zgłoszenia do uśpienia łosia trwała za długo. Będą musiały zostać wprowadzone procedury. Sądzę, że gdyby niektóre działania zostały przeprowadzone szybciej, byłyby duże szanse, że to zwierzę by przeżyło. Ja przyjechałem na miejsce przed godziną 10, a na miejscu dowiedziałem się, że cała akcja trwała od godziny 7. To był młody łoś, ale ważył ok. 300 kilogramów i gdyby się przestraszył jeszcze bardziej i wpadł na kogoś mógłby zrobić krzywdę i to poważną. Jest mi bardzo przykro, że cała ta sytuacja tak się zakończyła, ponieważ miałem ogromną nadzieję, że wszystko się dobrze skończy, ponieważ to znieczulanie zaczęło dobrze działać w pewnym momencie.

Po rozmowie z Powiatowym Inspektorem Weterynarii z Nowego Dworu Mazowieckiego, Maciejem Wierzchoniem zwróciliśmy się również do Urzędu Miasta Legionowo z pytaniami w tej sprawie. Pytaliśmy o przebieg akcji oraz o to czy Miasto Legionowo ma wypracowane specjalne procedury w przypadku wystąpienia takich sytuacji? Po kilku dniach otrzymaliśmy odpowiedź:

– Podczas akcji Straż Miejska wraz z Policją i OSP skoncentrowały się na zabezpieczeniu terenu, aby nie doszło do uszkodzenia mienia oraz zagrożenia życia bądź zdrowia mieszkańców a tym samym realizowały zadanie gminy polegająca na zapewnieniu bezpieczeństwa. Natomiast zadanie ochrony zwierząt wolno żyjących i nadzór w tym zakresie realizowali: Powiatowy Lekarz Weterynarii oraz lekarz weterynarii wyposażony w strzelbę palmera i środki usypiające. Koordynowali oni kwestię podania środków usypiających zwierzęciu i podpowiadali, jakie działania podjąć aby zminimalizować czynniki wywołujące stres u zwierzęcia oraz jakich reakcji zwierzęcia można się spodziewać. Akcja, która w Legionowie trwała ponad 4 godziny zakończyła uśpieniem łosia i umieszczeniem go na pojeździe w celu przewiezienia do wyznaczonego obszaru leśnego. Niestety tam okazało się, że zwierzę nie przeżyło. Koszty związane z uśpieniem, przewiezieniem oraz utylizacją łosia pokryje Gmina Legionowo – mówi Kamil Stępkowski, rzecznik prasowy Urzędu Miasta w Legionowie.

– Urząd Miasta Legionowo w ramach podpisanych umów zapewnia opiekę na swoim terenie zwierzętom rannym (w tym także wolno żyjącym) oraz posiada możliwość wyłapania mniejszych zwierząt i zapewnienia im pomocy lub przetransportowania do ich naturalnych miejsc bytowania. W bieżącym roku wielokrotnie takie działania były prowadzone bez nadawania im zbytniego rozgłosu, który nie jest korzystny dla zagubionego w mieście zwierzęcia. Tym razem jednak sytuacja była szczególna ze względu na wielkość zwierzęcia, bliskość dużego osiedla i drogi krajowej oraz ilość gapiów. Należy spodziewać się, że w związku z kurczeniem się obszarów leśnych w pobliżu miast oraz adaptacją zwierząt dzikich do bytowania w miastach, będą one tutaj coraz częstszymi gośćmi. Zaistniałe zdarzenie dobitnie potwierdziło wnioski, jakie wynikają z kontroli NIK. Bez zmiany przepisów i wyraźnego wskazania jednego podmiotu odpowiedzialnego za opiekę weterynaryjną nad zwierzętami wolno żyjącymi na terenach zurbanizowanych a tym samym umożliwienia planowania w budżetach środków finansowych przeznaczonych na realizację takich zadań trudno mówić o wdrożeniu prawdziwych procedur. W obecnej sytuacji wszystkie instytucje, które brały udział w akcji angażowane są na zasadzie współpracy. Całkowite koszty akcji są trudne do określenia, gdyż poszczególne służby brały w niej udział w ramach własnej pracy – Kamil Stępkowski.