Morderstwo w Kałuszynie

520465ce9d4e2.jpg

Morderstwo w Kałuszynie.
9 stycznia, podczas kolejnej już rozprawy w procesie 43-letniego Mariusza W., emerytowanego funkcjonariusza policji, oskarżonego m.in. o zabójstwo 52-letniego Dariusza S., biznesmena spod Ciechanowa, udało się przesłuchać 5 świadków.

 

Przed sądem swoje zeznania złożyli – Stanisław W., rolnik z Kałuszyna, który 16 marca 2011r., na swojej posesji znalazł ludzką rękę, która jak się później okazało należała do zabitego, dwaj mężczyźni, którzy w dniu 18 marca 2011r. wybrali się w okolice lasów kałuszyńskich z wykrywaczem metali, Jolanta R., była już kierowniczka sklepu, de facto należącego do oskarżonego Mariusza W., a formalnie do jego małżonki, a także Marek W., długoletni przyjaciel zabitego i jego żony Jolanty Sz.

Makabryczne odkrycia w Kałuszynie
Jako pierwszego, sąd przesłuchał 46-letniego Stanisława W., który nad ranem 16 marca 2011r. znalazł ludzką rękę na swojej posesji. Zazwyczaj w nocy, jego psy biegały luzem i często przez uszkodzone ogrodzenie wydostawały się poza teren posesji do pobliskich lasów. Stanisław W. podejrzewał właśnie, że to któryś z jego psów przyniósł tę ludzką rękę na teren jego gospodarstwa. Następnie, swoje wyjaśnienia złożyli dwaj mężczyźni, którzy już od kilku lat wspólnie jeździli na wyprawy do lasów w celu poszukiwania przedmiotów z czasów wojny. 18 marca 2011r. wybrali się na podobną wyprawę do lasów w okolicach Kałuszyna i Olszewnicy Nowej, nieopodal jeziora Klucz. Tamtego dnia, oprócz przedwojennego hełmu i kliku starych łusek z czasów wojny nie znaleźli nic specjalnego. Wracając już do samochodu, ok. godz. 13, natknęli się na ludzkie zwłoki – głowę, lewą rękę i pół korpusu. Mężczyźni wyjaśniali, że ciało było rozszarpane przez zwierzęta i wyglądało jakby było nadpalone.

Długoletnia znajomość
Najwięcej rozbieżności w składanych zeznaniach, pojawiło się podczas przesłuchania Jolanty R., która była kierowniczką jednego z legionowskich sklepów, wynajmowanych przez oskarżonego Mariusza W. i jego żonę, od zabitego Dariusza S. i jego żony Jolanty Sz. Jolanta R. wcześniej pracowała dla poprzednich najemców tego lokalu, którzy w tym punkcie prowadzili sklep RTV/AGD. W tym czasie, czyli ok. 2001-2002r. poznała też Jolantę Sz. i jej zabitego męża, Dariusza S. Poprzedni najemca lokalu, u którego Jolanta R. pracowała, przyjaźnił się z oskarżonym i jego żoną. Następnie w 2005r. Mariusz W. wspólnie z małżonką przejęli od niego lokal i w ten sposób Jolanta R. ich poznała. Jolanta R. zaczęła w nim pracę jako kierowniczka. Obecnie, Jolanta R., wspólnie z małżonkiem wynajmuje ten lokal od Jolanty Sz. i dalej prowadzi wspominany powyżej sklep odzieżowy. Przejęła za odpowiednią opłatą, całe jego wyposażenie od Teresy W., żony oskarżonego, która zakończyła prowadzenie w nim działalności gospodarczej.

Mieli tylko kontakty biznesowe
Jolanta R. wyjaśniła przed stołecznym sądem, że Mariusz W. pomagał żonie w prowadzeniu interesu i często go doglądał. Głównie to on zajmował się sprawami finansowymi firmy. Odwiedzał sklep kilka razy w tygodniu. Zeznała także, że nie ma dokładnej wiedzy, ile państwo W. płacili za najem tego lokalu. Mówiła też, że wcześniej pieniądze za czynsz były przekazywane osobiście zabitemu przez Mariusza W., przeważnie na terenie sklepu i że zabity Dariusz S. nie miał zwyczaju brać za to pokwitowań. Później płatności zaczęły być regulowane przelewami, a czynsz najmu wg niej był płacony regularnie, i że absolutnie nie odczuła ona, że podejrzany Mariusz W. i jego żona mogą mieć problemy finansowe, związane z funkcjonowaniem sklepu.

Coraz więcej sprzeczności
Opowiadając podczas styczniowej rozprawy o wydarzeniach z lutego 2011r., Jolanta R. zeznała, że w dniu 11 lutego 2011r. ok. godz. 18 ostatni raz widziała zabitego Dariusza S. Przyszedł on do wspominanego sklepu, bo był umówiony z podejrzanym. Przed sądem wyjaśniała też, że widziała jak Mariusz W. przekazywał plik banknotów zabitemu i że razem wyszli ze sklepu. Dariusz S. miał być wtedy poddenerwowany i wyglądał jakby się gdzieś spieszył. Jolanta R. nie słyszała szczegółów rozmowy między nimi, ale usłyszała, jak zabity pytał Mariusza W., jak ma dojechać do Skrzeszewa. Zeznała także, że przed południem, w dniu 8 lutego 2011r., zabity i podejrzany też się spotkali i że widziała, jak Mariusz W. przekazuje jakieś pieniądze Dariuszowi S. O tym zdarzeniu, a także o pytaniu zabitego o drogę do Skrzeszewa, nic nie wspomniała podczas swojego pierwszego przesłuchania w Komendzie Stołecznej Policji w Warszawie, w dniu 18 marca 2011r. Zapytana, dlaczego są takie niezgodności w jej wyjaśnieniach, nie potrafiła konkretnie odpowiedzieć. W następnych przesłuchaniach, m.in. w tym prowadzonym przez legionowską prokuraturę 12 kwietnia 2011r., zeznania Jolanty R. były już podobne do tych, które złożyła podczas ostatniej rozprawy przez Sądem Okręgowym Warszawa-Praga. Jolanta Sz., żona zamordowanego, która przed stołecznym sądem swoje wyjaśnienia w tej sprawie składała 12 grudnia 2012r. zeznała, że jej mąż po powrocie do domu w dniu 8 lutego 2011r. nic jej nie mówił, że otrzymał jakąkolwiek kwotę od oskarżonego. Wspominał jedynie, że Mariusz W. zapłaci zaległy czynsz z lekkim opóźnieniem, bo w okolicach 20 lutego 2011r. Z kolei sam oskarżony twierdzi, że 8 lutego 2011r. przekazał Dariuszowi S. większą część zaległego czynszu najmu, a na przekazanie reszty zaległości umówili się na 11 lutego 2011r. Rozbieżności co do faktu przekazania części pieniędzy za najem w dniu 8 lutego 2011r. jest bardzo dużo i nadal nie wiadomo, czy taka sytuacja w ogóle miała miejsce? Równie niewiadomą kwestią pozostaje fakt, czy zabity Dariusz S. pokazywał swoje auto oskarżonemu Mariuszowi W., tuż po opuszczeniu sklepu, wieczorem 11 lutego 2011r. Żona zabitego twierdzi, że taką informację otrzymała od Jolanty R., która w trakcie rozmowy telefonicznej w dniu 12 lutego 2011r. opowiadała jej o przebiegu zdarzeń z dnia poprzedniego. Z kolei sama Jolanta R. wyjaśniła, że nie przypomina sobie, aby takie zdarzenie miało miejsce i żeby o nim opowiadała przez telefon, zmartwionej długą nieobecnością męża, Jolancie Sz.

Kim jest tajemniczy Janusz K.?
Jolanta R. zeznała także, że na przełomie 2010r. i 2011r., wokół lokali usługowych przy ul. Piłsudskiego w Legionowie, kręcił się mężczyzna w średnim wieku, który wyglądał jakby był nimi zainteresowany. Miał on wejść do sklepu, w którym ona pracowała i zapytać się o właściciela lokalu, Dariusza S. Mężczyzna przedstawił się jej jako Janusz K. Więcej tego mężczyzny, Jolanta R. nie widziała, a podczas próby rozpoznania go, w dniu 21 marca 2011r., spośród 4 przedstawionych jej mężczyzn, nie rozpoznała go.

Nagle przestała przyjeżdżać do Legionowa…
Jolanta R. podczas ostatniej rozprawy sądowej, mówiła wiele o zachowaniu Jolanty Sz., żony zabitego. Wyjaśniała, że gdy wcześniej przyjeżdżała sama, bez męża do lokali w Legionowie, zawsze była bardziej uśmiechnięta i bardziej rozmowna. Z kolei, wtedy jak przyjeżdżała z mężem, Dariuszem S. była wycofana i milcząca. Sprawiała wrażenie, jakby się obawiała męża. Jolanta R. wspomniała także, że wiedziała, iż Jolanta Sz. miała depresję i przebywała z tego powodu w szpitalu pod koniec 2010r. Również mówiła, że sam zabity Dariusz S. przeszedł depresję w 2010r. Ponadto, dziwne wydało jej się, że Jolanta Sz. dała swojemu mężowi, Dariuszowi S. upoważnienia do wszystkiego i to on w rezultacie zarządzał jej majątkiem, odziedziczonym przez nią po rodzicach. Jolantę R. dziwiło również, że Jolanta Sz. nagle nie chciała mieć nic wspólnego z Legionowem i rzadko się w nim pojawiała.

Zamordowany wykorzystywał swoją żonę finansowo?
Jolanta R. zeznała również, że rodzina Jolanty Sz. miała pretensje do zabitego Dariusza S., że ten finansowo wykorzystuje Jolantę Sz. i na tym tle między nimi pojawiały się napięcia. Wcześniej, zanim w maju 2010r., Teresa W., żona oskarżonego Mariusza W. otworzyła drugi sklep odzieżowy w lokalu należącym do Jolanty Sz., lokal ten był wynajmowany rodzinie Jolanty Sz. Jolanta R. miała przypadkiem usłyszeć, jak poprzedni najemcy z rodziny Jolanty Sz. grozili Mariuszowi W., że jeszcze tego pożałuje, bo przejął on lokal, który im się należał. Jolanta R. przed stołecznym sądem wyjaśniała też, że do sklepu, w którym pracowała było włamanie i że połączyła ten fakt ze sprawą zaginięcia Dariusza S. Dokładniej, połączenia tych dwóch zdarzeń nie potrafiła jednak wyjaśnić. Powiedziała jedynie, że wtedy ze sklepu nic nie zginęło, a małżonka oskarżonego, Teresa W. początkowo nie chciała zgłosić tego faktu na policję. Potem zgłosiła to, a w rezultacie całe postępowanie w tej sprawie umorzono.

Zamordowany był poważnie chory
Jako ostatniego świadka, stołeczny sąd przesłuchał wieloletniego przyjaciela zabitego Dariusza S., 53-letniego Marka W., dziennikarza i realizatora filmów dokumentalnych. Marek W. wyjaśniał, że znał zamordowanego od 1974r. i że od wielu lat się z nim przyjaźnił. Jego żonę, Jolantę Sz. poznał w 1998r. Cały czas utrzymywał z nimi kontakty towarzyskie, zaś w latach 2008-2011, kontakty powyższe były intensywniejsze. Marek W. zeznał, że Dariusz S. miał silniejszą osobowość od Jolanty Sz. i to raczej on dominował w związku. Nie był osobą łatwowierną i był ostrożny w interesach. Dariusz S. był niepijącym alkoholikiem i w przeszłości miał też kontakt z narkotykami. Potwierdził również, że pod koniec 2010r. Dariusz S. mógł mieć nastroje depresyjne, bowiem w styczniu 2011r. miał mieć ważne badania kontrolne. Bowiem, na przełomie października i listopada 2010r. zakończył on już ostatnią, drugą z kolei kurację interferonem, przeciwko wirusowi HCV (wirusowe zapalenie wątroby typu C). W napięciu więc oczekiwał na te badania kontrolne, ponieważ nie wiedział, czy kuracja ta przyniesie oczekiwany skutek.

Tajemnicze spotkanie w Skrzeszewie
Marek W. zeznał, że rzadko rozmawiał z Dariuszem S. o sprawach finansowych. Twierdził również, że zabity sporadycznie sygnalizował o opóźnieniach w zapłacie czynszu ze strony Mariusza W. Samego podejrzanego Mariusza W. znał tylko z opowiadań swojego przyjaciela i nigdy go wcześniej nie widział. Ostatni raz widział Dariusza S. w grudniu 2010r., zaś słyszał 11 lutego 2011r. ok. godz. 15. Wtedy podczas rozmowy telefonicznej wspominał on, że jest umówiony w Legionowie z oskarżonym Mariuszem W., który ma go skontaktować z Januszem K., który jest zainteresowany długoletnim kompleksowym wynajmem jego legionowskich nieruchomości. Miał się też ucieszyć, że trafiła się nie lada okazja, bo wspomniany biznesmen przyjechał z USA i chce na co najmniej 10 lat wynająć całość budynku. Mężczyźni mieli się w tej sprawie spotkać w bliżej nie określonym miejscu w Skrzeszewie. W tygodniu poprzedzającym piątek 11 lutego 2011r., kiedy to Marek W. ostatni raz słyszał swojego przyjaciela Dariusza S., rozmawiał z nim i z jego żoną Jolantą Sz. przez telefon kilka razy. Jolanta Sz. prosiła go wtedy, aby towarzyszył Dariuszowi S. podczas spotkania w Skrzeszewie. W rezultacie Dariusz S. odmówił, bo stwierdził, że sam sobie doskonale poradzi. Następnego dnia, tj. 12 lutego 2011r. nad ranem ok. godz. 4, z Markiem W. skontaktowała się Jolanta Sz., informując go, że Dariusz S. nie wrócił do domu na noc i że ona się o niego strasznie martwi. Wspólnie podjęli kroki i zgłosili zaginięcie Dariusza S. na posterunku ciechanowskiej policji. Podobne wyjaśnienia w tej sprawie złożyła Jolanta Sz., 12 grudnia przed stołecznym sądem.

Oskarżonemu grozi dożywocie
W październiku 2012r. przed Sądem Okręgowym Warszawa-Praga rozpoczął się poszlakowy proces w sprawie makabrycznego mordu w okolicach Kałuszyna. Mariuszowi W., byłemu komendantowi KP z warszawskiej Białołęki, zarzucono, że m.in. 11 lutego 2011r. działając umyślnie, zabił z policyjnej broni Dariusza S., strzelając do niego co najmniej 4 razy, a następnie podpalił zwłoki w celu zatarcia śladów. Podejrzany od początku śledztwa nie przyznaje się do zabójstwa i jak dotychczas skorzystał z prawa odmowy odpowiedzi na pytania i składania wyjaśnień. Byłemu policjantowi grozi dożywocie.

ms