“Nam nic nie groziło – żadne walkowery – to była po prostu taka wojna, w której Polonia zastosowała ciosy poniżej pasa” – mówi Dariusz Ziąbski, prezes Legionovii

Sebastian-Dzisiewicz-Dariiusz-Ziabski

Sebastan Dzisiewicz i Dariusz Ziąbski

Legionovia w minionym sezonie była o krok od awansu do II ligi. Decydujący bój przegrała z Polonią Warszawa w meczu, po którym niesmak pozostał do dzisiaj. Z Dariuszem Ziąbskim, prezesem Legionovii rozmawiam o decydujących momentach poprzedniego sezonu, nieczystych zagrywkach “Czarnych Koszul” oraz o zmianach w strukturze klubu i planach na przyszłość.  

 

Sebastian Warowny, Gazeta Powiatowa: Zapytam o punkt kulminacyjny poprzedniego sezonu, a mianowicie mecz o awans z Polonią Warszawa. II liga była na wyciągnięcie ręki, ale czegoś jednak zabrakło…

Dariusz Ziąbski, Prezes KS Legionovii Legionowo: Zabrakło nam troszeczkę szczęścia, bo w sporcie szczęście jest bardzo potrzebne. W decydujących meczach takich jak na Broni Radom – w ostatniej minucie poprzeczka, która dałaby nam zwycięstwo. Z Unią Skierniewice również wiele niewykorzystanych sytuacji w pierwszej połowie, które mogły zamknąć wynik na 4:0 czy 5:0. I byśmy dzisiaj pewnie rozmawiali jak o zespole drugoligowym. Tak jak powiedziałem, szczęście potrzebne jest w piłce nożnej, a w ostatnie fazie nam tego brakowało. Trochę nas dopadły kontuzje, ponieważ trzech nominalnych napastników było kontuzjowanych, więc w końcówce sezonu m.in. z Polonią grał na pozycji “9” zawodnik, który jest skrzydłowym. Trener musiał to poprzestawiać, więc roszady były automatycznie na dwóch pozycjach. Ten zawodnik w jednym meczu z Unią Skierniewice strzelił gola, ale przez to traciliśmy jakość na pozycji “11”, zatem gdyby Zjawiński nie złapał żadnej kontuzji albo Papazjan zdążyłby się wyleczyć o jeden tydzień i byłby w takiej dyspozycji jak nawet w meczu z Błonianką, to byśmy tego meczu z Polonią nie przegrali. Wiele składowych jest na sukces, jak i na porażkę. My prowadząc od 4. kolejki uważam, że zasłużyliśmy na ten awans, ale nie udało się. Zamknęliśmy ten rozdział i chcemy jeszcze raz w tym roku spróbować zaatakować promocję do wyższej ligi. Czy się uda? Trudno jest powiedzieć, początek tej kampanii był pozytywny, wygraliśmy mecz i myślimy o kolejnych meczach. Zobaczymy jaka będzie wyjściówka na koniec listopada.

 

 

 

SW: A finał Mazowieckiego Pucharu Polski i porażka z rezerwami Legii nie świadczy o tym, że w newralgicznych momentach brakuje postawienia przysłowiowej kropki nad „i”?

DZ: Konsekwencją meczu na Polonii był też finał Pucharu Polski, bo ten mecz się odbył cztery dni po przegraniu awansu do II ligi, więc gdzieś w psychice zawodników to na pewno zostało. W poniedziałek i wtorek widać to było w klubie na korytarzach i na treningu, że zawodnicy mieli spuszczone głowy. Niektórzy być może przegrali swoją ostatnią szansę promocji do wyższej ligi. W końcu zdobyliśmy 80 punktów i nie otrzymaliśmy awansu. W meczu z Legią również zabrakło szczęścia. W pierwszej połowie mieliśmy pięć, może osiem sytuacji klarownych – można powiedzieć pewnych setek – i nic nie wpadło. Nawet przy wyniku 0:1 w 95 minucie Grzegorz Wojdyga miał piłkę meczową na remis i myślę, że w tym momencie, gdybyśmy strzelili bramkę na wagę remisu, to byśmy ten mecz wygrali, bo Legia już się słaniała na nogach. Finał Pucharu Polski był przegrany bardziej mentalnie niż sportowo, bo nie byliśmy na pewno zespołem gorszym. Śmiem powiedzieć, że zdecydowanie lepszym, ale liczy się to, co wpada do bramki. Legia wykorzystała jeden nasz błąd i wygrała 1:0.

SW: W wywiadzie dla TVP Sport stwierdził Pan, że Polonia Warszawa motywowała finansowo waszych rywali. Na czym to miało polegać? Ma Pan jakieś dowody?

DZ: Dowody? Środowisko piłkarskie jest bardzo hermetyczne, nie potrzeba mieć żadnych dowodów. Wystarczy, że zawodnicy otrzymywali telefony od kolegów z Polonii i innych klubów, że będą grali na 200% z nami, ponieważ u nich w klubie nie płacą, a Polonia zaoferowała pomoc. Ja nie mam żalu, chociaż uważam, że jest to nieetyczne, żeby wspomagać. To tylko świadczyło o słabości zespołu Polonii.

SW: Czyli jednak ma Pan żal.

DZ: Mam żal o to, ponieważ widziałem różnicę gry chociażby ŁKSu Łódź z nami, a ich mecz z Polonią, który był 2-3 tygodnie później. Wiem, jak walczył u nas Pelikan, a jak zagrał u siebie z Polonią. W piłce jestem parę lat, grałem na Pelikanie niejeden mecz jako zawodnik, więc wiem jak ciężko jest zdobyć 1 punkt w Łowiczu, a Polonia dostała to na tacy. Ja mam tylko taki żal, że to jest nieetyczne. Też podobno w prawie – jeden adwokat mi powiedział – że jeżeli z tego masz korzyści, a to jest korzyść dla Polonii, jeśli wspiera, a później gra z nimi mecz, mamy prawo wywnioskować, że było to rozwiązywane jakby w pakiecie: wy nam pomożecie tutaj ich ograć, ale jak będzie potrzeba, to może nam odpuścicie.

SW: Incydent związany z wywieszeniem transparentów przez kibiców Polonii, na których znalazły się pogróżki w kierunku piłkarzy Novii nie należał do przyjemnych, tym bardziej, że stało się to dwa dni przed najważniejszym meczem sezonu. Sprawcy zostali ukarani?

DZ: Nie, nie będą ukarani. Oni przyjechali i rozwiesili – powiem brzydko – szmaty z pogróżkami, hasłami nawołującymi do przegrania meczu przez naszą drużynę. To świadczy kolejny raz, że próbowali różnych sztuczek. Same szmaty, które zostały tu wywieszone, zrobione zostały zdjęcia i za chwilę ukazały się na stronie kibiców Polonii, że jaką to oni wielką akcję zrobili. Nawet prawdziwi kibice, bo mówię – tu nie przyjechali kibice tylko bydło – byli zniesmaczeni tym jak się zachowali. Poza tym, szmaty szmatami, ale jeszcze w noc poprzedzającą mecz kilku zawodników miało z kilku różnych telefonów pogróżki odnośnie tego jak mają zagrać i co mają zagrać. Otoczka meczu to nie były tylko te szmaty, to trwało od dłuższego czasu. Wiadomo, że w innych ligach też są jakieś zatargi, ale jest to w sposób kulturalny robione. Ktoś np. wrzuci zdjęcie piłkarza w pubie, różnie to bywa, ale tutaj to już było po najmniejszej linii oporu. Stworzyli żenadę, oni się zbłaźnili, czyli nadal twierdzę, że wspieranie przeciwników i robienie takich akcji świadczy tylko i wyłącznie o słabości zespołu. Wiedzieli, że sami nie są w stanie wygrać tego na boisku. Czytałem ostatni wywiad z Panem Prezesem Polonii, bo dostał też takie pytanie odnośnie wpierania innych klubów, niby on się ustosunkował, że gratuluje Legionovii sezonu, ale dodał, że może za tym stoją kibice. No może to robili kibice, ale to robili sympatycy Polonii, a nie Legionovii. Sugerowanie, że my sami wywiesiliśmy te szmaty jest absurdalne.

SW: Przynajmniej potępili zachowanie tych kiboli.

DZ: No tak, tylko, że teraz również jest mały konflikt odnośnie biletów na Polonii. Nie szanują tego, że Prezes uratował ich klub, bo dzisiaj może by grał na poziomie IV ligi, a być może nawet na poziomie B-klasy. Kiedyś Hutnik Warszwa, w którym grałem, wycofał się z poziomu wyższego i musiał zacząć od B-klasy. W związku z tym, że nie przegrali meczu, strzelili chyba 200 bramek, no to dostali promocję o dwie klasy, czyli z B-klasy weszli od razu do okręgówki, a tutaj Polonia zaczęła od IV ligi.

SW: Jak się Pan ustosunkuje do zarzutów Polonii Warszawa, która twierdzi, że nie zapłaciliście ekwiwalentu za Sebastiana Gołębia wywodzącego się z akademii MKS Polonia Warszawa? Wystawiliście tego zawodnika do składu aż 12 razy.

DZ: Cała procedura dotycząca Sebastiana Gołębia była w lipcu, jeśli dobrze pamiętam. Zawodnik był wychowankiem Polonii, czyli MKS-u, niezwiązanego w ogóle z klubem KSP Polonia Warszawa.

SW: Twierdzi Pan, że akademia nie była związana z seniorską drużyną?

DZ: Nie, to jest inny klub, żeby przeszedł Sebastian Gołąb z MKS-u do głównej Polonii musi być wykonany transfer. To nie jest coś takiego jak u nas w drugim zespole, że możemy sobie w dowolnej chwili przenieść wychowanka do pierwszej drużyny. To jest zupełnie inny podmiot. Z czego się to wzięło? Jest pewien człowiek, który jest związany z MKS-em, jest tam wiceprezesem, to osoba, którą znam bardzo dobrze, bo graliśmy razem w reprezentacji Warszawy. Został on zatrudniony w głównej Polonii i próbował wyciągnąć kukułcze jajo, gdzie od lipca nie dostałem faktury za ekwiwalent. Bałagan w MKS-ie Polonia polega na tym, że my pozyskując Piotra Sonnenberga, zapłaciliśmy za niego ekwiwalent 3 sierpnia. I księgowa, czy ten Pan z Polonii 20 stycznia przesłał mi wezwanie do zapłaty za Sonnenberga, Gołębia i Wilanowskiego. Ten ostatni odszedł z klubu w 2018 roku, więc to było wyciągnięcie jakiegoś brudu. Tym bardziej, że ja z tym człowiekiem się umówiłem, że Wilanowski przychodzi do Legionovii za darmo, ale my w zamian również za darmo oddajemy im bramkarza z rocznika 2005. To oznacza, że wymieniliśmy się 1:1. Za Sonnenberga zapłaciliśmy, ale również mieliśmy go w tej klauzuli niewykonania zapłaty. Nam nic nie groziło, bo związek uprawnił tego zawodnika. Sebastian Gołąb odszedł z Polonii, gdzie jego ojciec był kierownikiem przez wiele lat. On był kapitanem, ale rozeszło się o jakieś testy – nie wiem o jakie – więc ojciec mieszkając gdzieś pod Halinowem wziął go po prostu, żeby nie płacić wiceprezesowi MKS-u, bo tam się liczy tylko kasa. Nawet za małe dzieci 12-letnie bierze kasę: jak nie zapłacisz, to nie będziesz grał – takie ma motto swojego funkcjonowania w klubie MKS Polonia. Wracając do Sebastiana Gołębia, w momencie, gdy poszedł do A-klasy, my wówczas robiliśmy testy w Legionovii młodych, zdolnych chłopców wypatrzonych w innych klubach. Ten chłopiec się spodobał, bo miał dobre parametry motoryczne i do nas przyszedł. I Polonia w tym momencie powinna wystąpić do nas z fakturą o ekwiwalent. My zapłaciliśmy im ten ekwiwalent na podstawie dokumentu wezwania do zapłaty. Nasza księgowa wystąpiła o duplikat tej faktury, ponieważ wyszły pieniądze z konta, ale my do dzisiaj nie mamy potwierdzenia. Polonia do dzisiaj nie dała nam potwierdzenia, mimo że otrzymała za Gołębia zapłatę. Za Sonnenberga również nie otrzymaliśmy faktur.

SW: Czyli twierdzi Pan, że te zarzuty Polonii były bezpodstawne i nie dostaliście żadnej kary od MZPN-u?

DZ: Nie, my nie dostaliśmy żadnej kary. Nam nic nie groziło – żadne walkowery, to była po prostu taka wojna, w której Polonia zastosowała ciosy poniżej pasa. Jeżeli ja bym dostał tę fakturę, to ja muszę to zapłacić. Podobną sytuację mamy teraz w drugą stronę. Odszedł od nas zawodnik do IV ligi i pozyskujący zawodnika klub zapłacił nam ekwiwalent “x”, ale że ten zawodnik po roku odszedł do trzecioligowej Ostródy, a przepis mówi jasno, że musi minąć 18 miesięcy, to nam się należy różnica między IV a III ligą. I ten klub nam to zapłacił. Polonia łapała się wszystkich spraw, żeby wyprowadzić nas z równowagi, a u nas nie było żadnej paniki. Dlaczego nie powiedzieli nic w momencie, kiedy przegrali z nami Puchar Polski? I właśnie ten Sebastian Gołąb strzelił im bramkę na 2:1 w dogrywce. Czemu wtedy tego nie zrobili? Przecież to Puchar Polski, też stracili tam jakiś prestiż i pieniądze.

SW: W lipcu bieżącego roku Michał Piros objął funkcję koordynatora akademii. Zwiększy to szansę wprowadzania młodych talentów piłkarskich do gry w rezerwach i pierwszej drużynie?

DZ: Przez ostatnie lata, kiedy Michał Piros był już asystentem pierwszej drużyny Pana Jóźwiaka, to dzieci, które są w akademii, czyli nasi młodzi chłopcy czy zawodnicy, którzy zostali pozyskani np. z Varsovii, jak chociażby Piotr Bujak, który obecnie przeszedł do Wieczystej Kraków, to my dwa lata temu wygraliśmy Pro Junior System. Wygrywając w tym rankingu, jest to promocja młodzieżowców spełniających te wymogi.  Wtedy to był rocznik 2001, teraz to jest 2002 i tak po kolei schodzi. W tym roku będąc liderem przez 34. kolejki, my zajęliśmy piąte lub szóste miejsce we wspomnianej kalsyfikacji. Sytuacja jest tego typu, że my stawiamy na młodzież, ale ta młodzież musi mieć jakąś jakość. Mamy w tej chwili bramkarza wychowanka z rocznika 2003. Był Bujak, który grał trzy sezony i już uzyskał status młodzieżowca i wychowanka naszego klubu, bo po trzech latach PZPN to przyznaje. W Legii też nie ma samych wychowanków, zawodnicy są ściągani do akademii w wieku 12-14 lat. Po 18 roku życia, kiedy debiutują okazuje się, że to już jest wychowanek, a on się urodził jak Rybus, Żyro oraz inni w Piasecznie czy Grochalach. My stawiamy na młodzież, bo głównym naszym założeniem jest druga drużyna, którą do końca czerwca prowadził Sebastian Dzisiewicz, teraz będzie ja prowadził Michael Chojnicki. Stawiamy na młodzież, bo musieliśmy założyć również trzeci zespół. Mieliśmy tak dużo tych chłopców, że poszliśmy za sugestią trenera Pirosa, żeby nie grać w juniorach do 19-lat, bo to jest zupełnie inny sport. Wycofaliśmy rocznik 2004, który wygrał B-klasę (23 zwycięstwa, 3 remisy) i w tym roku wycofaliśmy rocznik 2005. Teraz z trenerem Woźniakiem oni przechodzą nawet o szczebel wyżej, bo do A-klasy, więc my idziemy w tą młodzież, tylko żeby w tej pierwszej drużynie być, to musisz naprawdę prezentować jakiś poziom. To nie jest tak, że będzie tam każdy. Każdy nieraz dostaje szansę, bo około 30 chłopców, co pół roku ma takie castingi, czyli z naszej akademii wyróżniający się chłopcy z rocznika 2006, nawet 2007, bo dla nas chłopiec, który ma jeden rok młodzieżowca jest nieprzydatny. Akurat teraz w naszej drużynie, poza Bujakiem, to ci młodzieżowcy, którzy grali w poprzednim sezonie jeszcze mają ten status młodzieżowca rok czy dwa, więc my mamy ich sprawdzonych i ogranych. Trzeba naprawdę mocno się spinać, ale poprzez trzecią lub drugą drużynę, dla każdego jest otwarta droga, żeby grać na tej zielonej murawie.

SW: Zmienił się także trener rezerw. Funkcję szkoleniowca Legionovii II objął Michael Chojnicki. Wcześniej opiekunem „dwójki” i „trójki” był Sebastian Dzisiewicz, który jednocześnie sprawował funkcję członka zarządu klubu. 

DZ: Trener Dzisiewicz był bardzo długo przy tym zespole. Rocznik 2003, z którym zdobywał dwa razy Mistrzostwo Mazowsza trampkarzy i młodzików, to grupa wiodąca. Po 6-7 latach doszedł do wniosku, żeby ktoś inaczej na to spojrzał, a po konsultacjach z trenerem Pirosem zdecydowaliśmy, że dzięki asyście trenera Pirosa, będzie szybszy przepływ informacji między trenerami. Wiadomo, że trener Dzisiewicz działając w klubie jeszcze pracuje zawodowo. Wszystkie funkcje, jeśli chodzi o zarząd klubu są wolontariackie. Ja też gdzieś pracuję i robię to z pasji.

SW: W poprzednim sezonie praktycznie nie mieliście żadnego rywala poza Polonią. Większość klubów z niższych lig zmieniło politykę zarządzania klubem, stawiając na młodzież, aby uzyskać jak najwięcej pieniędzy z Pro Junior System. Jakie ma Pan odczucia w tym temacie?

DZ: Pomysł promowania młodych chłopców jest jak najbardziej dobry. To co mówią trenerzy w Ekstraklasie, jeżeli należy się chłopakowi granie, to niech gra, ale jeżeli wstawia się do składu kulawego zawodnika, który przebywa na rehabilitacji w Zagłębiu Sosnowiec, bo klub idzie po pieniądze. Jeżeli wcześniej, w III lidze w Ostródzie jest wstawiany trzeci bramkarz, bo jest wychowankiem i będzie punktował podwójnie – tylko dla pieniędzy. Jeżeli my, będąc wiceliderem kończymy w tabeli 21 punktów wyżej nad zespołem trzecim, bo nasi rywale wystawiają zawodników z drugiego zespołu, bo może się uda wygrać 100 tys., co się nie udało akurat klubowi zza miedzy z Nowego Dworu. Gdzie jest duch sportowy? Wprowadzili ten głupi przepis, że zespół, który spada dostaje 50% stawki, a w II lidze za wygranie Pro Junior jest 1.100.000 zł, czyli Gryf Wejherowo dostał prezent w postaci 550 tys., jak również Ostróda, która teraz spadła z ligi, to u niektórych to jest dobre 50%, może 70% budżetu na cały sezon. My też mogliśmy powiedzieć wtedy: dobrze, starzy będziecie grać w drugiej drużynie, a my tu wsadzimy samych młodych i zdobędziemy 400 tys., tylko gdzie duch sportowy? My graliśmy zgodnie z duchem sportu, tylko decyzje, które są w PZPN-ie… Ja uważam, że jeżeli spadasz z ligi, to nie powinieneś dostać pieniędzy, bo to powinna być forma nagrody.

SW: W obecnym okienku transferowym sprowadziliście pięciu nowych zawodników. Mimo, że okienko transferowe potrwa do końca sierpnia to nie zanosi się na kolejne transfery?

DZ: Nie, nie będziemy poszerzać kadry. Trener wytypował pewną grupę zawodników, z którą nie widział dalszej współpracy. Rozstaliśmy się z tymi piłkarzami w sposób normalny, grzeczny i kulturalny. Uzupełniliśmy skład o tych, których gdzieś na tych pozycjach potrzebowaliśmy. Na tę chwilę, dwóch zawodników w pierwszym meczu grało w wyjściowej jedenastce. Jednego bardzo ciekawego chłopaka czeka długa przerwa, ponieważ w sparingu z Polissią Żytomierz złamano mu nogę. Dwóch jest cały czas w treningu, Bawolik i Choroś, którzy w poprzednim sezonie grali w II lidze, ale muszą czekać na błąd kolegi albo słabszą dyspozycję. Rywalizacja na tych pozycjach nam się podniosła z korzyścią. Ja zawsze powtarzam, czy to było wzmocnienie, to się okaże na koniec jesieni, a później na koniec sezonu. Na przykład Wiejak w pierwszym meczu zaprezentował się bardzo dobrze, strzelił bramkę, Kumoch również grał bardzo pozytywnie na “6”. W każdym razie nie planujemy dalszych ruchów transferowych, bo budżet mamy już zamknięty.

SW: Do Urzędu Miasta w Legionowie wpłynął projekt budżetu obywatelskiego dotyczący remontu Orlika znajdującego się przy ul. Parkowej. Czy ta inwestycja zachęci młodzież do aktywnego uprawiania piłki nożnej?

DZ: Dzisiaj, ta młodzież pewnie by wolała nowe tablety, ale my robimy dużo w tym kierunku. Zgrupowania, turnieje i różnego rodzaju wyjazdy integracyjne, żeby gdzieś te dzieci grały. Fundusz obywatelski jest tylko na remont boiska wielofunkcyjnego, czyli tego od koszykówki, piłki ręcznej z nawierzchnią poliuretanową. Wiem, że Urząd Miasta złożył również wniosek do Ministerstwa Sportu, żeby wymienić także nawierzchnię na boisku do piłki nożnej. Wiadomo, że my mamo bardzo dużo młodzieży, dodatkowo jeszcze z tego obiektu korzysta konkurencyjna akademia, wieczorami i w weekendy gra Stowarzyszenie Ligi Szóstek. To boisko sztuczne jest eksploatowane od rana do wieczora. Dla nas najważniejsze jest, żeby udało się wymienić nawierzchnię zieloną na małym Orliku, która ma już 12 czy 13 lat. Jeżeli tam poprawi się nawierzchnia, to może spróbujemy jako klub wziąć w leasing balon na okres od listopada do marca, żeby móc robić zewnętrzne turnieje i nasze dzieci by trenowały w zdecydowanie lepszych warunkach niż mają obecnie w małych salach gimnastycznych.

SW: Na zakończenie zapytam o cel jaki Pan sobie stawia na sezon 2022/2023? Oprócz awansu do II ligi, bo ten wydaje się być oczywisty.

DZ: Jesteśmy podrażnieni po tamtym sezonie. Gdzieś w nas siedzi złość czysto sportowa. Liczyliśmy na ten awans, ale nie udało się. Teraz zobaczymy co będzie w grudniu, jak będzie wyglądała nasza sytuacja wyjściowa w tabeli i od tego momentu zaczniemy obierać cele. Jeżeli będzie szansa na wywalczenie tego awansu, to będziemy robić wszystko, żeby ten zespół tam się znalazł, bo uważam, że dla naszego miasta II liga to takie minimum. Wiadomo, że potrzeba do tego darczyńców, sponsorów i wsparcia z każdej strony, żeby było coraz lepiej, chociaż i tak uważam, że na płaszczyźnie finansowej i organizacyjnej stoimy na bardzo wysokim poziomie. Jak czytałem o Radomiaku, to my mamy Ekstraklasę, a Radomiak ma IV ligę, więc tak to wygląda. Oby zdrowie dopisywało wszystkim zawodnikom, trenerom, kibicom, bo to jest najważniejsze. Na naszych meczach coraz częściej pojawiają się dzieci z akademii wraz z rodzicami, którzy zaczynają się utożsamiać z naszym klubem, a ciężko jest to wywalczyć; zawsze było tak, że Legionowo jest taką sypialnią Warszawy, ale teraz mając około 400 dzieciaków w akademii, trenerzy również się w to mocno włączyli, aby dzieci były na meczu. Nawet kwestia podawania piłek, dzisiaj taki zawodnik z Legionovii jest dla nich idolem, a kiedyś rola może się odwrócić. To są takie małe rzeczy, które cieszą. Jeśli chodzi o tę kampanię, czekamy co się wydarzy. Na pewno nie mamy gorszego zespołu niż w poprzednim sezonie. Zobaczymy jak przeciwnicy, bo myślę, że liga będzie ciekawsza. Spadkowicze tacy jak Pogoń Grodzisk Mazowiecki czy Sokół Ostróda też pewnie mają aspiracje, żeby powrócić na szczebel centralny.