Podwładni byłego komendanta zeznają

52046640c8a1c.jpg

14 lutego, podczas kolejnej rozprawy w procesie 43-letniego Mariusza W., byłego legionowskiego policjanta, oskarżonego o zabójstwo przedsiębiorcy z Ciechanowa,  udało się przesłuchać 3 funkcjonariuszy policji, ówczesnych podwładnych oskarżonego.

 

Przed sądem swoje zeznania złożyli, obecnie już emerytowani, funkcjonariusze policji. Mieczysław O. w 2011r. na białołęckiej KP pełnił funkcję kierownika zespołu ds. deportacji i wykroczeń. Drugi przesłuchiwany, Piotr B. był wtedy zastępcą dyżurnego na wspomnianym posterunku. Wyjaśnienia składał także Robert K., policjant, który od wielu lat pełni funkcję dyżurnego na białołęckim komisariacie.

 

Nietypowe polecenie służbowe
Jako pierwszy zeznawał 57-letni Mieczysław O., z którego broni służbowej, pistoletu P-64, został zabity ciechanowski biznesmen. Według jego zeznań, w dniu morderstwa, czyli 11 lutego 2011r., przesłuchiwany został wezwany przez oskarżonego Mariusza W. do gabinetu, celem oddania broni służbowej. Mieczysław O. pobrał swoją broń w posterunkowej dyżurce przed godz.14, zapisując to w policyjnej książce. W książce pobierania broni, nie zapisuje się powodu jej pobrania, tylko datę i godzinę jej poboru. Broń służbową wydał mu ówczesny zastępca dyżurnego, Piotr B. Broń służbową pobiera się wraz z amunicją i zestawem narzędzi do jej czyszczenia. Po każdym użyciu broni, obowiązkiem każdego policjanta jest jej wyczyszczenie. Z kolei obowiązkiem policjanta przyjmującego z powrotem broń do magazynu jest sprawdzenie ilości zużytej amunicji. W przypadku pistoletu typu P-64, w skład jego amunicji wchodziły dwa magazynki, w których znajdowało się po 6 pocisków. Taki właśnie pistolet, wydał Mieczysławowi O., zastępca dyżurnego Piotr B., a Mieczysław O. zdał go na ręce Mariusza W. Pytał go także, co jest powodem jej odbioru. Nie otrzymał jednak konkretnej odpowiedzi, tylko zapewnienie, że w swoim czasie wszystkiego się dowie. Zaniepokojony tym zdarzeniem, Mieczysław O. miał zgłosić fakt nietypowego odbioru broni Albinowi B., zastępcy komendanta KP Białołęka, który w tym dniu przyszedł do pracy na godz.14. Pytał go również, czy nie wie, dlaczego Mariusz W. kazał mu zdać broń służbową. Jednak Albin B. nie wiedział, co jest powodem rozkazu zdania broni. Mieczysław O. 11 lutego 2011r. skończył swoją pracę o godz. 16 i bez zdania broni służbowej w posterunkowej dyżurce poszedł do domu.

Dopiero w poniedziałek, 14 lutego 2011r., kiedy przyszedł do pracy, dowiedział się, że jego pistolet został zwrócony do magazynu przez Mariusza W., jeszcze w piątek 11 lutego 2011r. Dopiero, po miesiącu, czyli na początku marca 2011r, kiedy w mediach było bardzo głośno o makabrycznym mordzie w lasach kałuszyńskich, Mieczysław O. skojarzył datę morderstwa z datą odebrania mu broni przez oskarżonego. Wówczas zgłosił ten incydent w posterunkowym biurze spraw wewnętrznych, które przekazało tę informację do legionowskiej prokuratury rejonowej.

 

Zapomniał o swoim pistolecie
Z kolei, według wyjaśnień oskarżonego Mariusza W., Mieczysław O. zostawił swoją broń służbową w jego gabinecie przypadkiem. Miał ją pobrać 11 lutego 2011r., celem jej wyczyszczenia. W tym dniu, policjanci spotkali się na korytarzu, a następnie weszli do gabinetu Mariusza W. Wtedy to, Mieczysławowi O. zadzwonił telefon komórkowy i żeby móc swobodnie porozmawiać, opuścił gabinet komendanta. Potem w ogóle nie wrócił po broń. Dlatego oskarżony sam ją zwrócił na dyżurce zastępcy dyżurnego Piotrowi B. i żeby nie narażać swojego podwładnego na policyjne postępowanie dyscyplinarne, kazał Piotrowi B. wpisać godzinę zdania broni Mieczysława O., zgodną z końcem jego pracy w tym dniu. Tymczasem, Mieczysław O. twierdzi, że zawsze pilnował swojej służbowej broni i nigdy wcześniej nie zdarzyły mu się sytuacje jej zgubienia, czy też przypadkowego zostawienia jej w nietypowym miejscu. Nigdy również nie wchodził do gabinetu komendanta, podczas jego nieobecności. Poza tym, Mieczysław O. już od wielu lat korzystał z przywileju przysługującego policjantom z ponad 3-letnim stażem zawodowym i mógł za wcześniejszą zgodą komendanta, przechowywać swoją broń służbową w posterunkowym magazynie. Nigdy nie brał jej do domu. Pobierał ją z magazynu sporadycznie, tylko wtedy, jeśli tego wymagały jego obowiązki zawodowe. Najczęściej, gdy policjanci z jego komisariatu mieli ćwiczenia na strzelnicy. Miało to miejsce raz, albo dwa razy w roku. W 2011r. nie strzelał ze swojej broni służbowej.

 

Pomimo dnia wolnego, był w pracy
Kolejnym świadkiem w sprawie, był 38-letni Piotr B., ówczesny zastępca dyżurnego na KP Białołęka, który wydawał i przyjmował broń P-64, należącą do Mieczysława O., a z której zabito Dariusza S. Piotr B. zeznał, że wydawał broń służbową P-64 Mieczysławowi O. w dniu 11 lutego 2011r. w okolicach godz.13. Mieczysław O. miał być wówczas zdenerwowany i nie chciał powiedzieć, o co chodzi. Wyjaśnił również, że tego dnia w okolicach godz. 12 widział na białołęckim posterunku komendanta Mariusza W., który wtedy miał dzień wolny od pracy, a na komisariacie pojawił się w ciemnym sportowym ubraniu. Po wydaniu broni Mieczysławowi O., Piotr B. zajął się swoją pracą. Następnie, między godz. 19 a 20, kiedy to dzienna zmiana kończyła swoją służbę, a do pracy przychodziła zmiana nocna, na komisariacie ponownie pojawił się Mariusz W. Poprosił on wtedy Piotra B., żeby poszedł z nim do magazynu broni. W magazynie, Mariusz W. dał Piotrowi B. kopertę, w której znajdowała się broń. Wyjaśnił też, że to broń Mieczysława O., który zostawił ją wcześniej w jego gabinecie i zapomniał jej oddać. Piotr B. przyjął broń. Była ona kompletna z całą wydaną wcześniej amunicją. Piotr B. nie widział na niej śladów, aby wcześniej ktoś z niej strzelał. Nie czuł też zapachu prochu. Wytłumaczył także przed stołecznym sądem, że po wyczyszczeniu broni, na pierwszy rzut oka nie ma żadnych śladów, wskazujących na wcześniejsze jej używanie. Na polecenie służbowe Mariusza W., Piotr B. wpisał godz. 16, jako czas zwrotu broni Mieczysława O., choć przyjął ją rzeczywiście między godz. 19, a 20. Mieczysław O. tego dnia pracę kończył właśnie o godz. 16. Oskarżony Mariusz W. tłumaczył mu, że właśnie o 16 ta broń została jemu zdana, tylko wcześniej zapomniał ją oddać do policyjnego magazynu. Przy oddawaniu broni służbowej do magazynu, w książce zdania broni, rubryki wypełnia funkcjonariusz ją przyjmujący i nie ma tam miejsca na podpis osoby zdającej. Tak więc w tym przypadku, znajdował się tylko podpis zastępcy dyżurnego, czyli Piotra B. Piotr B. zeznał także, że podczas swojej dwuletniej pracy na tym stanowisku na KP Białołęka, oskarżony Mariusz W. tylko raz, właśnie w tym przypadku, zdawał broń służbową za kogoś innego. Wcześniej podczas swojej kilkuletniej pracy w policji, kilka razy spotykał się z podobnymi sytuacjami, że ktoś inny pobierał broń, a ktoś inny ją zwracał. W trakcie przesłuchania, Piotr B. wyjaśnił także, że Mariuszowi W., podczas dnia wolnego, zdarzało się przyjechać do pracy, żeby sprawdzić, czy na komisariacie wszystko jest w porządku. Według zeznań Piotra B., Mariusz W., tego dnia wieczorem odjechał spod KP Białołęka radiowozem policyjnym wraz ze swoim zastępcą Albinem B.

Zmowa milczenia
Po zdarzeniu z 11 lutego 2011r., Piotr B. nie rozmawiał o zaistniałej sytuacji, ani z Mieczysławem O., ani z Mariuszem W., ani z pozostałymi pracownikami posterunku. Dopiero w marcu 2011r., kiedy służby zabrały pistolet P-64, Piotr B. skojarzył ten fakt z sytuacją dziwnego jej zdania przez Mariusza W. Potwierdził także, że w tym czasie, Mariusz W. wydał polecenie czyszczenia broni służbowej. Zeznał też, że w tamtym czasie sukcesywnie wymieniano broń służbową w policji. Najstarsze modele, czyli m.in. pistolety typu P-64, którymi zazwyczaj dysponowali policjanci z najdłuższym stażem pracy, miały być wymieniane w pierwszej kolejności i to przełożeni wyznaczali policjantów, którym przysługiwała wymiana broni służbowej.

 

W dniu zabójstwa był dwukrotnie na komisariacie
14 lutego, jako ostatni zeznawał 51-letni Grzegorz K., dyżurny na KP Białołęka, który widział 11 lutego 2011r., przed godz. 19, oskarżonego Mariusza W. na białołęckim komisariacie. Wyjaśnił on, że w tym dniu rozmawiał ze swoim zastępcą, Piotrem B. na temat zdania broni Mieczysława O. przez oskarżonego, a o sfałszowanym wpisie w książce zdania broni, dowiedział się dopiero później. Bowiem dopiero później Piotr B. przyznał się, że wpisał złą godzinę zwrotu broni służbowej Mieczysława O., na polecenie Mariusza W. Grzegorz K. przed stołecznym sądem zeznał, że widział, jak 11 lutego 2011r. wieczorem, oskarżony rozmawiał z Piotrem B., że on sam nie był świadkiem pobrania broni przez Mieczysława O. i, że dopiero ok. godz. 16 dowiedział się od Piotra B., że Mieczysław O. wychodząc z pracy nie zdał broni służbowej. Robert K. potwierdził też, że po 11 lutym 2011r., oskarżony Mariusz W. zlecił kontrolę czystości broni na KP Białołęka. Po za tym on sam miał możliwość skorzystania z wymiany swojej broni służbowej, ale w rezultacie nie skorzystał z tej propozycji.

Oskarżonemu grozi dożywocie
W październiku 2012r. przed Sądem Okręgowym Warszawa-Praga rozpoczął się poszlakowy proces w sprawie makabrycznego mordu w okolicach Kałuszyna. Mariuszowi W., byłemu komendantowi KP z warszawskiej Białołęki, zarzucono, że m.in. 11 lutego 2011r. działając umyślnie, zabił z policyjnej broni Dariusza S., strzelając do niego co najmniej 4 razy, a następnie podpalił zwłoki w celu zatarcia śladów. Podejrzany od początku śledztwa nie przyznaje się do zabójstwa i jak dotychczas skorzystał z prawa odmowy odpowiedzi na pytania i składania wyjaśnień. Byłemu policjantowi grozi dożywocie.

ms