Mirosław Kado – „nie jestem typem niespotykanie spokojnego człowieka”

Mirosław-Kado

Mirosław Kado (fot. archiwum prywatne)

Publikujemy wywiady ze wszystkimi, którzy wygrali w naszym plebiscycie na najlepszego samorządowca. Tym razem przyszła kolej na Mirosława Kado, który zebrał najwięcej pozytywnych głosów spośród całej rady powiatu.

Sam przyznaje, że zawdzięcza je miłośnikom zwierząt. A, że jest weterynarzem, to jest to zrozumiałe.

Jest pan weterynarzem. Czy lubi pan swoją pracę?
Czy myśli pani, że mógłbym wykonywać tego rodzaju pracę i tego nie lubić? Bardzo lubię moją pracę.

Skąd pomysł na zawód?
To było tak dawno, że nie pamiętam. Zwierzęta lubiłem zawsze. Mój pierwszy kontakt z tym zawodem był jeszcze w szkole średniej, kiedy jeździłem z chorym psem autobusem PKS do weterynarza w Legionowie. Chyba to spowodowało, że zacząłem się tym interesować. Po maturze zdałem egzaminy na weterynarię na SGGW i tak to się zaczęło.

Na stronie internetowej pana przychodni jest napisane: „weterynaria to nie tylko mój zawód, ale przede wszystkim powołanie i pasja”. Czy działalność polityczną, również traktuje pan jak powołanie?
Jeżeli coś wykonuję, to się do tego przykładam. Jak jadę na wyścigach MTB, to jadę na maksa. Jak udostępniam swój telefon, to jak tylko mogę, odbieram go, jak trzeba w niedzielę jechać zrobić cesarkę u krowy, to ją robię. To samo jest z samorządem. Jak zaangażowałem się w pracę samorządową, to pierwsze, co zrobiłem, to poszedłem na studia samorządowe na Uniwersytecie Warszawskim. To co robię, traktuję zawsze poważnie.

Zwierzęta pan lubi, ludzi również?
Każdy mój pacjent przychodzi z właścicielem. Jadąc na wyścig MTB spotykam tysiąc osób, idąc tańczyć w zespole Promyki zawsze tańczę z partnerką w grupie, idąc na sesję spotykam się z kilkudziesięcioma osobami. To moja odpowiedź.

Jest jednoznaczna. Jak długo jest pan radnym?
Startowałem trzeci raz i trzeci raz jestem radnym.

W takim razie jestem pod wrażeniem, trzecia kadencja i „współradni” nie mają panu nic do zarzucenia.
Chyba tak nie jest, bo widziałem, że były dwa sms-y na nie i chyba kilka kuponów na nie.

A jednak pan wygrał. Czy to pana ucieszyło?
Bardzo mnie to ucieszyło. Nie spodziewałem się. Śledziłem ten plebiscyt i wyglądało na to, że to nie ja zajmę pierwsze miejsce wśród samorządowców z rady powiatu.

Myśli pan, że to poparcie przede wszystkim od miłośników zwierząt?
Wydaje mi się, że rzeczywiście najczęściej to opiekunowie moich pacjentów wysyłali sms-y. Często zdarzało się, że przy okazji wizyty, ktoś to deklarował. Pewnie również znajomi.

Jak zaczęła się pana polityczna kariera?
Od „niezostania” radnym. W 1994 roku kandydowałem na radnego Gminy Wieliszew, choć miałem tylko jednego kontrkandydata, nie udało się.

A co panu przyszło do głowy, żeby zaangażować się politycznie?
Zawsze byłem człowiekiem aktywnym i szukam nowych wyzwań. Impulsem do tego, żeby zająć się samorządem i polityką lokalną, były przedterminowe wybory do parlamentu w roku 1993. Zacząłem się interesować polityką, partiami politycznymi i stwierdziłem, że będę kandydował do rady gminy. Jako młody, nieopierzony dwudziestoparolatek nie dostałem się. Po czterech latach kandydowałem już do rady powiatu.

A dlaczego akurat Platforma Obywatelska?
Moja droga polityczna jest bardziej złożona. Od siedmiu lat jest to Platforma Obywatelska, wcześniej były to ugrupowania jeszcze bardziej „na prawo” – Porozumienie Centrum, PiS.

Dlaczego tak się stało, że zmienił pan zdanie?
Nie do końca zmieniłem zdanie. Zmieniłem natomiast środowisko polityczne, w którym chcę realizować swoje poglądy. Tak bym to określił, ponieważ poglądy nie do końca zmieniłem.

Chodzi o to, że lokalne środowisko skupione jako Platforma Obywatelska odpowiadało panu?
Tak.

Co udało się panu zrobić przez trzy kadencje, podczas których był pan radnym, z czego jest pan najbardziej dumny?
Nie mogę sobie przypisywać zasług, które nie należą wyłącznie do mnie. Jeden radny tak naprawdę nie może nic. Ja jako radny Kado, nie mogłem wiele zrobić. To niestety tak nie funkcjonuje.

Nie przychodzą do pana mieszkańcy ze swoimi bolączkami?
Przychodzą. Nie jestem jednak radnym gminnym. Dla mnie jako radnego powiatowego ważny jest zrównoważony rozwój całego powiatu. Równomierne rozłożenie nakładów środków inwestycyjnych to dla mnie priorytet. Nigdy nie walczyłem o to, aby w mojej okolicy coś było zrobione szybciej niż gdzie indziej. Ja jestem w stanie zrozumieć, że powiat to jest pięć gmin, ponad 100 tys. mieszkańców, ponad 100 km dróg powiatowych, trzy szkoły zarządzane przez powiat, konieczność wybudowania lub zorganizowania szpitala powiatowego. Cieszę się, że w tej kadencji udało się zorganizować małym nakładem środków własnych powiatu, a dużym nakładem uzyskanych środków zewnętrznych dużą inwestycję drogową w gminie Wieliszew. Inwestycja nazywała się: Budowa mostu na ul. Kościelnej wraz z dojazdami. Stanowi to około 6 km drogi asfaltowej i most.

Gdyby miał pan wskazać sukces, z którego jest pan dumny, to byłaby to droga?
Nie, ja uważam, że sukcesem jest to, że każdego roku budżet powiatu udawało się zwiększyć o 15-20 procent w skali roku. Ja nie chcę mówić, że ja jako radny odniosłem sukces, bo sukces odnosi rada powiatu, nigdy pojedynczy radny.

Kiedy rozmawiam z radnymi gminy, wydają się większymi indywidualistami i widać tam, że każdy walczy o swój teren.
Przyznaję, że tam sytuacja jest odmienna. Rada powiatu działa inaczej niż rady gmin, bo radny gminny to radny z danej miejscowości lub części miejscowości. W przypadku Legionowa to jest radny z trzech ulic. Taki radny rzeczywiście stara się zrobić ścieżkę rowerową u siebie, kawałek ulicy, oświetlenie itd. W przypadku radnego powiatowego gdybyśmy my w 21 miejscach koniecznie chcieli zrobić coś, to budżet byłby bardzo rozkawałkowany. Przez to nie dałaby się wykonać nic sensownego. Powiat nie lubi maleńkich inwestycji, a większa musi być zrobiona ciągiem i opiewa na duże kwoty. Gdyby każdy patrzył na to, że u niego ma być coś zrobione, to byśmy zrobili 21 inwestycji po 500 tys zł, a nie jedną inwestycję za 10 milionów. W rezultacie małe inwestycje są bardziej kosztowne i byłyby robione malutkimi odcinkami. Ciężko byłoby również uzyskać fundusze zewnętrzne na ich finansowanie.

Myśli pan, że w każdej radzie powiatu jest większy obiektywizm, niż w radach gmin?
Byłem radnym powiatu pierwszej kadencji, drugiej kadencji i czwartej kadencji. Nawet jak zdarzyło mi się być w opozycji, to nie miało to znaczenia, że ja akurat jestem w opozycji i miałem trochę inne zdanie. Inwestycje były robione tam, gdzie miały być. Starosta nie pozbawiał Łajsk inwestycji akurat dlatego, że w Łajskach mieszkał opozycyjny radny. W gminach, jak doskonale pani wie, bywa inaczej. Szczególnie w małych. Okręg wyborczy w gminie, to około 2 tys mieszkańców, a okręg wyborczy w powiecie to 30 tys mieszkańców. Ja w programie na następną kadencję dałem jako priorytet wyborczy ul. Piusa w Chotomowie. Jest to w tym okręgu wyborczym najgorszej jakości droga powiatowa. Jeżeli chodzi o drogi powiatowe w powiecie, to jest kilka dróg w dużo gorszym stanie. Ja też miałem dylemat, czy napisać to w ulotce, czy nie. Miałem świadomość, że w gminie Serock są trzy drogi, które są dużo gorsze. Nie wybrałem jednak ul. Piusa dlatego, bo to mój okręg wyborczy, ale dlatego, że spośród wszystkich tych dróg o kiepskiej jakości, ta ma największe natężenie ruchu. Niech sobie pani wyobrazi, że jeśli chodzi o największą inwestycję drogową w powiecie za 14 mln zł czyli modernizację drogi Zegrze-Dębe to w żadnej z miejscowości leżącej bezpośrednio przy niej nie mieszkał radny powiatowy. Muszę też przyznać, że w tej kadencji współpraca radnych powiatowych wyglądała najlepiej.

Zauważyłam, że na sesjach rady powiatu zabiera pan często głos, a przy tym jest pan bardzo spokojny. To rzadkość. Często ci aktywni są również agresywni. Skąd ten spokój u pana?
Ja wcale się nie uważam za bardzo spokojnego człowieka. Potrafię się niestety zdenerwować.

Na sesji?
Nie, na sesji mi się nie zdarzyło. Nie jestem typem niespotykanie spokojnego człowieka. Ja się wyżywam sportowo. Jeżdżę na rowerze, ścigam się półamatorsko, półzawodowo. Biegam, gram w piłkę nożną, uczestniczę w zajęciach tańca ludowego w zespole Promyki Wieliszew.

W Promykach tańczy pan z żoną?
Nie, niestety nie z żoną. Żona lubi tańczyć, ale nie interesuje ją taniec ludowy. A jeśli chodzi o to, że spokojny, to mam 48 lat, praca zawodowa 23 lata, codzienny kontakt z ludźmi, codzienny kontakt ze zwierzętami – jeżeli ja bym okazywał zbyt dużo emocji, to nie mógłbym się sprawdzić jako lekarz weterynarii.

Jako radny pewnie też.
Prawdopodobnie tak. Bywałem na sesjach rady gminy Wieliszew i wiem, że rzeczywiście bywają emocje, natomiast, jak pani spojrzy na sesję rady powiatu, to tam wyrażanych silnych emocji nie ma zbyt wiele. Im mniejsza społeczność tym większe antagonizmy.

Czuł się pan zniechęcony jako radny, zastanawiał się pan nad tym, żeby już więcej nie kandydować?
Od momentu kiedy zdecydowałem się, że chcę pracować na rzecz samorządu, systematycznie co 4 lata kandydowałem. Wtedy, kiedy nie byłem radnym powiatowym, kandydowałem do sejmiku. Nie udało się i miałem 4 lata odpoczynku od samorządu. Każdy ma momenty zniechęcenia i zwątpienia, jest przybity, ale jak do tej pory jestem zdecydowany pracować na rzecz samorządu.

Czy to, że nie wygrał pan w wyborach do sejmiku, traktuje pan jako porażkę?
Tak. Chociaż z drugiej strony trudno to traktować jako porażkę, kiedy kandydatów było ponad 100 a miejsc 11.

Jak pan przygotowuje się do sesji?
Czytam projekty uchwał i sprawozdania jednostek starostwa. Jak mam pytania dzwonię do rady, do starosty, do wicestarosty. Poza tym komisje są również formą przygotowania do sesji. Każdy radny jest minimum członkiem dwóch komisji. Może dzięki temu sesje są spokojne, bo to na komisjach bywają ostre spięcia.

Co chciałby pan, aby rada powiatu osiągnęła w następnej kadencji?
Nasz powiat to są jak gdyby trzy kierunki. Pierwszy to bliskość aglomeracji warszawskiej i rozwój komunikacji lokalnej z Warszawą – kolejowej i autobusowej. Druga ważna rzecz to szkolnictwo ponadgimnazjalne. Mamy trzy szkoły ponadgimnazjalne i musimy dbać o to, aby one się rozwijały i miały atrakcyjną ofertę dla młodzieży, która tu mieszka. Trzecia kwestia to są atrakcje turystyczne, nie na skalę powiatu, ale województwa. Tu wypoczywa w sezonie urlopowym 100 tys osób. Nam latem się podwaja liczba mieszkańców. Te wszystkie ośrodki i cała infrastruktura muszą być rozbudowywane. To, czego nam najbardziej brak, to jest szpital powiatowy i dlatego uważam, że to jest priorytet. Szpital zbudowany na bazie już istniejących placówek zdrowia lub zbudowany od podstaw. Ważne, aby mieszkańcy mogli leczyć się bliżej niż do tej pory. Jeśli chodzi o okręg wyborczy nr 3, to inwestycja drogowa w Chotomowie, o której była mowa. Są jednak inne inwestycje, również ważne. Od wielu lat zabiegamy o skrzyżowanie w Janówku Pierwszym i Górze, skrzyżowanie ul. Chotomowskiej z ul. Modlińską w Jabłonnie, przedłużenie ul. Parkowej do ul. Partyzantów, oświetlenie ul. Dworcowej w Górze.

Co pana rodzina na kolejną kandydaturę? Nie mówią, daj spokój, będziesz więcej w domu?
Nie, takie słowa nie padają, ponieważ z mojej rodziny, osobą, która najwięcej w domu przebywa, jestem ja. Wykonuję swoją pracę na parterze budynku, w którym mieszkam. Natomiast żona rzeczywiście mówi, że dużo pracuję. Mimo tego wspiera mnie we wszystkim tym, co robię, również jako samorządowiec.

Żona również interesuje się polityką?
Nie.

A jakie macie państwo wspólne zainteresowania?
Taniec, ale nie ludowy. Kiedy tylko możemy, to tańczymy z żoną. Taniec towarzyski to niewątpliwie jest hobby mojej żony i to jest również moje hobby.

Dużo czasu poświęca Pan synom?
Moi synowie mają 15 i 16 lat. W niedzielę jeździmy na wyścigi rowerowe. Chłopaki mają trochę czasu dla taty.

Co oprócz tego lubi pan robić w wolnym czasie?
Przez to, że życie zawodowe traktuję bardzo serio, lubię w czasie wypoczynku pójść w zupełnie inną stronę. Oglądam tzw. łatwą sensację i filmy fantastyczne. W tym samym kierunku podążam jeśli chodzi o literaturę.

O czym pan marzy?
O pokoju na świecie.

Jak kandydatki na miss (śmiejemy się).
Naprawdę. Jedną z rzeczy, które mnie ostatnio bardzo emocjonują, to jest to, co się dzieje za wschodnią granicą Polski. Tak jak mówiłem, wszystkim czym się zajmuję, zajmuję się na serio. Jak zaczęły się te problemy na Ukrainie, to mnóstwo czasu spędzałem przy internecie i przy odbiorniku telewizyjnym. Potrafię niektóre rzeczy naprawdę emocjonalnie przeżywać.
To dobrze, że nie jest to panu obojętne. A jeszcze na zakończenie przeczytam panu, co mówią o panu inni radni. – nie ma mu co zarzucić, stara się obiektywnie podejść do tematu, jest aktywny i wie, co robi, nie jest uparty, nie próbuje robić nic nierealnego, nie przyszywa sobie cudzych zasług. Najgorsze jest to, że teraz czytelnicy stwierdzą, że artykuł jest sponsorowany, a nie jest.
Ja bym powiedział, że nie pasuje tylko to „nie jest uparty”. Jestem uparty w dążeniu do celu. Jestem zodiakalnym koziorożcem

Ma pan osoby zaprzyjaźnione wśród radnych? Umawiacie się na piwo, albo na taniec?
Udało nam się kilka razy spotkać na gruncie towarzyskim. Jest to ważne, ponieważ na takim gruncie można sobie powiedzieć trochę przyjemnych lub nieprzyjemnych rzeczy.

To oczyszcza atmosferę?
Zdecydowanie.
Rozmawiała Agnieszka Mosakowska