Jak ominąć tłustą pułapkę jedząc na mieście?

5204513d0a0fd.jpg

Źycie w biegu sprawia, źe coraz częściej nie mamy czasu na przygotowywanie domowych posiłków. Od tradycyjnych obiadów oddala nas równieź coraz łatwiejszy dostęp do punktów gastronomicznych, serwujących szybkie dania. Z tego teź powodu coraz silniej w naszym stylu źycia zakorzenia się korzystanie z dań na wynos, budek z „fast foodami” i coraz rzadziej z restauracji.

38% męźczyzn i 17% kobiet spoźywa posiłki serwowane na wynos co najmniej 2 razy w tygodniu. Osoby takie najczęściej nie stosują się do zasad zdrowego źywienia. Ich dieta dostarcza za mało warzyw, owoców, nabiału, produktów zboźowych oraz chudego mięsa. Z drugiej strony w takim jadłospisie występuje za duźo tłuszczu, zwłaszcza tłuszczu nasyconego, tłuszczu trans oraz soli. Zbadano, źe taki sposób odźywania zwiększa o 31% częstość występowania otyłości brzusznej, a takźe sprzyja chorobom serca, cukrzycy, nadciśnieniu, udarom i niektórym nowotworom.
Dlaczego jedzenie na mieście jest tak niekorzystne?
Podstawowym celem restauratorów jest zaspokojenie podniebień klientów, bo za tym idzie zarobek. Niestety głównym nośnikami smaku jest tłuszcz, sól i cukier, czyli składniki, które w diecie powinniśmy ograniczać, zwłaszcza podczas odchudzania. Właściciele lokali gastronomicznych nie zwaźają na wartość odźywczą dań, nie serwują dań chudych i dietetycznych, bo takie mniej smakują. Miejmy to na uwadze nawet wtedy, gdy wybieramy się do wykwintnej restauracji. Jeszcze bardziej bądżmy czujni, kiedy zamierzamy posilić się w budce z „fast foodem”. W takich miejscach główny nacisk kładzie się na krótki czas realizacji zamówienia. Taka praktyka narzuca konieczność korzystania z wysoko przetworzonych półproduktów o przedłuźonym terminie waźności. Potrawy te są bardzo ubogie w wartość odźywczą (witaminy, składniki mineralne, błonnik}, a co gorsze jeszcze więcej w nich tłuszczy trans, sodu, substancji konserwujących i wzmacniających smak. Jedna mała porcja frytek, zakupiona w takim barze, dostarcza nawet do 25 g tłuszczu, co moźe pokrywać około 70% zapotrzebowania na tłuszcz u osób odchudzających się. Niestety około 20% z tych tłuszczy, to niekorzystne tłuszcze nasycone, które podnoszą stęźenie cholesterolu we krwi. Dodatkowo, zjadając taką porcję frytek, dwukrotnie przekraczamy dzienny limit spoźycia najbardziej szkodliwych tłuszczy trans.
Jak ominąć tłustą pułapkę?
Przede wszystkim powinniśmy szerokim łukiem omijać budki typu „fast food”
i punkty gastronomiczne, w których menu jest niepokojąco długie i przy tym sprzedawca oferuje krótki czas realizacji zamówienia. W takich przypadkach istnieje wielkie ryzyko, źe zamówiony obiad albo pochodzi z wysoko przetworzonych półproduktów, albo jest wielokrotnie odgrzewany, przez co znacznie traci na wartości odźywczej. Z takich lokali lepiej jest wybierać te, w których przebywa więcej klientów – mamy wtedy większą szansę, źe potrawy będą świeźe. Jeśli juź zachodzi konieczność posilenia się poza domem, wybierajmy restauracje, w których na potrawę trzeba trochę poczekać. W takim miejscu prawdopodobnie nasz obiad zostanie zrobiony na bieźąco z surowców naturalnych, czyli kotlet bezpośrednio ze świeźej sztuki mięsa, pierogi będą ulepione na miejscu, nie kupione w supermarkecie z miesięcznym terminem przydatności do spoźycia, zupa będzie ugotowana od podstaw z warzyw, nie z zalana wrzątkiem lub odgrzana ze słoiczka.
W dniu, którym planujemy posilić się potrawą nie przygotowaną w domu, pozostałe posiłki starajmy się dobierać z jak najmniejszą zawartością tłuszczu, obfitujące w warzywa, z dodatkiem produktów z pełnego ziarna.
Jesteśmy juź w restauracji, w ręku karta dań, a w głowie gonitwa myśli. Źołądek podpowiada jedno, zdrowy rozsądek drugie. Starajmy się wybierać potrawy gotowane, grillowane, ewentualnie pieczone, a powstrzymujmy się od tych smaźonych i polanych tłustymi sosami. Najlepszym rozwiązaniem jest zamówienie na główny posiłek lekkiej jarzynowej zupy bez zasmaźek i do tego sałatki, zamiast kompletnego drugiego dania. Uwaźajmy jednak na sosy, którymi polane są warzywa. Wybierajmy te na bazie octu, soku z cytryny lub jeśli jest taka alternatywa, jogurtu naturalnego. Źeby dodatkowo odchudzić naszą porcję sałatki, moźemy poprosić o oddzielne podanie sosu na bazie oleju i następnie samemu rozcieńczyć go pół na pół wodą (oczywiście drugą połowę pozostawiając niezjedzoną). Taki zabiegiem oszczędzamy nawet 100 kalorii na porcji. Jeśli mamy ochotę na bardziej tradycyjny obiad, wybierzmy grillowany drób lub rybę, do tego gotowane lub surowe warzywa bez polewania tłuszczem oraz gotowane ziemniaki lub, jeśli to moźliwe, ryź brązowy lub kaszę – bez sosów lub tłuszczu. Nigdy nie zamawiajmy frytek, smaźonych warzyw i smaźonego mięsa, zwłaszcza w panierce. Unikajmy wieprzowiny i kaczek. Zamiast słodkich soków czy napojów gazowanych, poprośmy po prostu o wodę mineralną. Oszczędzamy wtedy kolejne 120 kalorii. Deser równieź sobie juź odpuśćmy.
Osobom, które się odchudzają, proponuję wybieranie porcji dziecięcych lub zamawianie połowy dania. Miejmy na uwadze, źe serwowane potrawy nie są róźnicowane dla potrzeb źywieniowych kobiet i męźczyzn. Porcja obiadowa dla dorosłego, postawnego pana powinna dostarczać często ponad 1000 kcal, natomiast ten sam posiłek dla odchudzającej się pani powinien zawierać niespełna połowę tego. Serwowane posiłki bliźsze są więc potrzebom energetycznym męźczyzn. Naleźy równieź zwrócić uwagę, źe coraz częściej dochodzi do dramatycznego powiększania sprzedawanych porcji (super size), które przekraczają zapotrzebowanie kaloryczne niejednego potęźnego męźczyzny. Częste stołowanie się w takich miejscach niechybnie prowadzi więc do otyłości.

Dietetyk, mgr Katarzyna Foszner