Dariusz Ziąbski: Niektórzy przychodzą, by śmiać się z czyjegoś nieszczęścia

Prezes Dariusz Ziąbski

Dariusz Ziąbski (fot. GP/mk)

Legionovia Legionowo w ostatnich dniach boryka się z problemami finansowymi jak i słabymi wynikami w lidze.

Wypowiedź Prezesa KS Legionovia Legionowo o ostatnich zmianach w sztabie szkoleniowym, minionej właśnie rundzie jesiennej, o sytuacji w klubie i kibicach legionowskiego zespołu:

– Jak Pan się wypowie na temat zwolnienia Pawła Zarzecznego oraz Piotra Kotlengi?

– Na pewno zwolnienie tych dwóch trenerów, którzy pracowali w klubie odbyło się w sposób normalny i w zgodzie. Podaliśmy sobie ręce i obaj panowie rozstali się z nami nie ze względu czysto piłkarskich tylko bardziej chodziło o aspekty prywatne. Piotr Kotlenga był trenerem bramkarzy, wymagaliśmy od niego jakieś liczby przebytych zająć. Ostatnimi czasy, kiedy treningi są o godzinie 14:00, trener pojawiał się dwa razy w tygodniu. Taka współpraca nam nie odpowiada. Z trenerem Zarzecznym rozstaliśmy się również przez sprawy prywatne. Mamy cały czas kontakt z Panem Pawłem i na pewno nikt nie ma tu do nikogo pretensji. Jest mi trochę przykro z tego powodu, bo łączyliśmy jego przyszłość z klubem. Były plany, by Zarzeczny został pierwszym szkoleniowcem legionowskiego zespołu.

– Będą jakieś wzmocnienia w klubie?

– Zespół zakończył rundę jesienną i zostały nam dwa mecze, które są zaliczane do następnej rundy. Na początku grudnia zespół jedzie na urlop i wtedy będziemy mieli dużo pracy związanej z trenerem, zanim wyjedzie do swojego kraju. Będziemy analizowali, czy nie zostały popełnione błędy w poprzednich transferach. Na tę chwile trzeba wzmocnić linię ataku. Szukamy zawodnika o zupełnie innych parametrach niż Lewicki czy Tatara. Są też plany, by sprowadzić bardziej doświadczonego zawodnika do naszego klubu, który mógłby być liderem zespołu. W tej chwili brakuje zawodnika, który po straconej bramce podniesie zespół z dołka. Praktycznie potrzebujemy zawodników na każdą pozycje. Mamy teraz dwóch bramkarzy oraz naszego wychowanka Michała Rączkę. Smyłek jest zawodnikiem Legii Warszawa, więc możliwe, że będzie chciał wrócić do warszawskiego klubu. Trudno teraz cokolwiek o tym powiedzieć, lecz na pewno będą roszady w zespole, bo wyniki nie są za dobre i to jest głównym powodem do wprowadzenia zmian.

– W klubie nie jest za dobra sytuacja finansowa. Jest szansa, by to się zmieniło w następnej rundzie?

– Naszym głównym sponsorem jest Miasto Legionowo, od którego otrzymujemy dotacje miejskie na piłkę młodzieżową jak i na piłkę seniorską. Dzięki nim klub nadal istnieje. W tej lidze trudno znaleźć sponsora. Prowadzimy parę rozmów, ale póki nie jest podpisana umowa, nie można mówić o konkretach. Myślę, że z początkiem roku któraś firma nas wesprze, lecz nie liczyłbym na jakieś niesamowite kwoty. Cieszą nawet mali sponsorzy, bo podreperują nasz budżet i będziemy widzieli, na czym stoimy. Największe koszty, jakie dotykają finanse klubu, to wyjazdy i zakwaterowanie zawodników.

– Jest Pan zadowolony z pracy trenera Pevnika?

– Od 10 do 11 kolejki byliśmy bardzo pozytywnie nastawieni i zadowoleni z całej pracy trenera, ponieważ wiadomo, w jakiej sytuacji zaczął pracować trener w klubie. Wielu zawodników przyszło oraz tak samo wielu odeszło. Pojawiło się bardzo dużo młodych zawodników, u których trzeba ustabilizować formę i z tym jest ciężko, bo Ci zawodnicy grają raz dobrze raz gorzej. W drużynie potrzebny jest lider, który pociągnie zespół i jeśli się utrzymamy w 2 Lidze, to będzie to procentowało w przyszłości. Niestety końcówki nie mamy za dobrej, ponieważ gdzieś się to zacięło szczególnie linia obrony, która była monolitem i było wiadomo, że drużyna nie traci za dużo bramek. Nikt nie powiedział, że trener Pevnik ma 100% pozycje na ławce trenerskiej. Trener pracuje w klubie od lipca i dopiero co poznaje zawodników. Moim zdaniem połowa sezonu była bardzo dobra w wykonaniu drużyny. Mam nadzieje, że w następnym meczu powalczymy o trzy punkty i to będzie takie przełamanie, które poprowadzi nas do wspólnego sukcesu.

Po ostatnim przegranym spotkaniu z Wisłą Puławy kibice nie byli nastawieni pozytywnie na piłkarzy jak i na sam zarząd. Jak Pan to skomentuje?

– Jest pewna grupa ludzi, która staje przy sektorze, gdzie znajdują się media oraz zaproszeni goście na sektorze VIP. Niezależnie od tego, czy drużyna dobrze grała, gdy są w dołku, osoby te cały czas ubliżają zawodnikom, prezesowi i trenerowi. Mam takie odczucie, że niektórzy przychodzą tu po to, by cieszyć się z czyjegoś nieszczęścia. Jak jest dobrze, to nie mają o czym mówić. Jak jest źle, to jest fala krytyki z ich strony. Na każdym meczu to się dzieje. Zauważyli to nawet starsi kibice tzw „loża kolarzy”, którzy często przyjeżdżają do nas na treningi. Są na tyle sfrustrowani, że zwrócili uwagę tym, którzy tak notorycznie krytykują drużynę. Takie zagrywki ze strony tych kibiców nie pomagają drużynie, a co najgorsze jeszcze bardziej ich to dołuje. Czasami zawodnikom łatwiej jest grać na wyjeździe niż u siebie, bo jak im ktoś naubliża to wiedzą, że jest tak nastawiony jak do klubu przeciwnego, ale jeśli ubliża się swoim zawodnikom na swoim obiekcie, to niestety jest to nie do zrozumienia.

– Pozostają przy kibicach. Nie przeszkadza Prezesowi krytyka na Pana syna praktycznie na każdym meczu?

– Wspominałem niegdyś, że jestem ostatnią osobą, która chciała, by mój syn tutaj wrócił i grał w zespole Legionovii. Ja nie optowałem za tym, tylko trener widział w nim potencjał oraz wartość młodzieżową. Moim zdaniem jest on uodporniony na taką krytykę, lecz podczas rozmowy w rodzinnym gronie mówi, że dziwi się kibicom, którzy negatywnie na niego reagują. Kiedy w Legionowie był puchar Polski i Karol schodził z boiska przy prowadzeniu, z trybun było słychać wiele nieprzyjemnych słów w jego stronę. Powiem tak, czy jest dobrze, czy źle zawsze znajdą kogoś, do kogo się przyczepią. Jeśli chodzi o sam aspekt, że to jest mój syn, rozgraniczam to w ten sposób, że tylko w czasie meczu jest to samo nazwisko, lecz rozliczam go tak samo jak każdych zawodników w zespole. Karol jest naszym pracownikiem i tutaj nie ma miejsca na sentymenty rodzinne jak niektórzy sugerują wręcz przeciwnie. Więcej od niego wymagam i zawsze mu powtarzam, że jego pozycja na boisku i zachowanie w klubie mają być dwa razy lepsze niż u innych zawodników. Jeśli będzie taka sytuacja, że trener nie będzie widział go w zespole Legionovii, to ma takie same szanse zostać w klubie jak i z niego odejść. Tu nikt z nikim ślubu nie brał.

Jakiego zawodnika by Pan wyróżnił jeśli chodzi o zakończoną rundę?

– Pierwsza runda była bardzo trudna i było różnie. Wygrywaliśmy mecze wyjazdowe, zdobywaliśmy punkty u siebie. Jak zespół grał, to współpracowała cała drużyna. Nie było słabszych ogniw, nawet jak trener robił zmiany to nie na zasadzie, że akurat dany zawodnik grał słabo tylko była to zmiana podyktowana taktyką zespołu. W momencie kiedy mieliśmy drugą część rundy, o wiele słabszą niż poprzednia, widać było, że w drużynie brakuje tego lidera, który zmotywuje drużynę do dalszej walki w spotkaniu. Pozytywem według mnie był bramkarz Mikołaj Smyłek, który wszedł w meczu ze Stalą Mielec i bronił wszystko. Kibice Stali krzyczeli, że nawet z karnego nie uda mu się strzelić bramki.

– Dziękuje za rozmowę i powodzenia w następnej rundzie.

– Również dziękuje i na pewno to się przyda.