Trener Sk bank Legionovia Ettore Guidetti: siatkówka wypełnia mi niemal całe życie

fotoMiD-sk bankprezentacja_ettore-guidetti

Ettore Guidetti (fot. MiD-sk bankprezentacja)

 

Rozmowa z Ettorie Guidettim, włoskim trenerem siatkówki, który od lutego szkoli siatkarki SK bank Legionovii. Wcześniej współpracował  z włoskimi juniorkami, a w sezonie 2013/2014 był asystentem trenera w znanym włoskim klubie Casa Modena. Następnie prowadził siatkarki Serie A Primo Allenatore dell’Ornavasso.

 

Czy Giovanni Guidetti, który prowadzi reprezentację siatkarek Holandii, to Pańska rodzina?

Tak, to mój kuzyn, syn mojego stryja.

Często rozmawiacie?

Codziennie.

W jaki sposób trafił Pan do Legionowa?

Rok temu zwróciłem się do swojego menedżera z prośbą, by poszukał mi nowych wyzwań zawodowych i wskazałem trzy kraje: Polskę, Rosję i Turcję. Po 10 latach pracy we włoskiej Serie A postanowiłem coś zmienić.

Jakie ma Pan przygotowanie do zawodu?

Po pierwsze jestem prawnikiem. Po drugie mam najwyższy, czwarty stopień trenerski, jaki uzyskałem w swoim kraju. Obecnie zajmuje mnie także couching mentalny. To najnowsza moja pasja. Generalnie lubię się uczyć i lubię uczyć innych.

A skąd akurat miłość do siatkówki?

To pewnego rodzaju tradycja rodzinna. Ojciec był trenerem drużyny Cimone Modena, stryj też był trenerem i jest autorem podręczników dla szkół sportowych, kuzyn jest trenerem i ja także. Zacząłem grać, kiedy miałem 3 latka, a Giovanni miał wtedy 5 lat i też już grał. Wszyscy mężczyźni w rodzinie są związani z siatkówką.

Sprowadził Pan rodzinę do Polski?

Jestem tu sam. Moja partnerka jest w Modenie, jest biologiem, pracuje w winiarni i odwiedzamy się wzajemnie tak często, jak to możliwe.

Jak się pan zaaklimatyzował w Legionowie?

Czuję się tu jak w domu. Niemal cały czas wypełnia mi siatkówka i drużyna, którą prowadzę. A poza tym w Legionowie, podobnie jak w Modenie – liczą się tylko piłka nożna i siatkówka. Dopiero gdzieś dalej są pozostałe dyscypliny sportu.

I doprawdy nie ma Pan czasu na inne zajęcia poza siatkówką?

Oczywiście, że siatkówka wypełnia mi niemal całe życie, ale rzeczywiście poza nią dużo czytam, uczę się języka polskiego, sporo czasu poświęcam nowej pasji, która mnie wciągnęła, jaką jest couching mentalny, czyli – w uproszczeniu – psychologia sportu. To jest dziedzina pomocna także trenerowi siatkówki. Ale przede wszystkim przygotowuję treningi po kątem techniczno-taktycznym i sam przygotowuję się do nich. Jeśli od zawodniczek mam wymagać, sam nie mogę być nieprzygotowany.

Zostanie Pan tu na dłużej?

Bardzo dobrze pracujemy, przygotowując się do nowego sezonu. Jeśli władze klubu będą zadowolone, z przyjemnością będę tu pracował.

Przyszedł Pan do Legionovii w trudnym momencie…

Tak, zbliżały się trzy ważne mecze z trudnymi przeciwniczkami – Policami, Sopotem i Wrocławiem – i trzeba było w meczach z nimi szukać potrzebnych punktów. Dopiero po tych spotkaniach było trochę więcej czasu na to, by zadbać o rozwój dziewczyn. Udało nam się zająć ósme miejsce w lidze dzięki dobrym tie breakom z wrocławiankami i sopociankami, a ostateczny sukces był możliwy dzięki wygranemu złotemu setowi z drużyną z Bielska-Białej.

Co jest potrzebne drużynie, by wygrywać takie trudne spotkania? Siła fizyczna, technika, przygotowanie mentalne, odporność na stres, inteligencja w grze?

Odpowiedź na to najlepiej obrazuje sytuacja, jaka może się zdarzyć w tenisie. Piłka zatrzymuje się nagle na siatce i jest moment, w którym nie wiadomo, na którą stronę spadnie. Jeśli na twoją, przegrywasz, jeśli na drugą, jesteś mistrzem. Po 22 latach pracy w zawodzie trenera wiem, że ważna jest praca, czas, jaki się ma na wykonanie tej pracy, i szczęście.

Wierząc zatem, że szczęście będzie po naszej stronie, jak przebiegł okres przygotowań do sezonu? Udało się wykonać wszystkie założenia?

Przepracowaliśmy okres przygotowawczy lepiej niż w ubiegłym roku. Sporo dziewcząt zostało w  drużynie i dlatego nie były zaskoczone ani metodami treningowymi, ani sposobem gry. W zespole jest bardzo dobra atmosfera, ponieważ starsze stażem w drużynie pomogły i pomagają nowym w wejściu do drużyny. To są młode dziewczęta, mają po 18-19 lat i takie postawy są niezwykle ważne. Widzę, że one bardzo dużo ze sobą rozmawiają. Podobnie jak my, kadra trenerska zespołu. My też tworzymy dobry zespół i dobrze się rozumiemy. Wiemy, że oba zespoły, trenerski i zawodniczki, pracują na wspólny sukces. Widać, że dziewczyny coraz lepiej rozumieją się na boisku, są między nimi dobre fale. W moim przekonaniu to da dobre rezultaty.

Widziałem rano, jak zawodniczki schodziły się na trening. Jeśli nie były uśmiechnięte, to bardzo skupione. Nie zauważyłem smutnych twarzy.

Mówi się, że w siatkówce różnica między drużynami męskimi i żeńskimi jest taka, iż męska drużyna daje sukces. Tymczasem u pań to sukces tworzy drużynę. Znany i w Polsce trener Velasco mówi, że praca z mężczyznami jest ciężka, ale praca z kobietami, to misja.

Czego się pan zatem spodziewa w nadchodzących rozgrywkach?

Patrząc na sprawę realistycznie i biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, mamy szanse na miejsca od 7. do 10. Jest 7 drużyn, z którymi możemy zdobywać punkty. Generalnie znajdujemy się na tym samym poziomie, jak w roku ubiegłym, bo wszystkie zespoły się rozwijają. Ale przyszłość zależy w głównej mierze od postawy drużyny na boisku.

Wokół drużyny jest dobra atmosfera, mówi się o dużych talentach, jakie się w niej grają. Nawet o reprezentacyjnych szansach dla niektórych. Co Pan na ten temat sądzi?

Większa część drużyny ma szanse na znakomitą sportową przyszłość. Z pewnością. Mają bardzo dobre cechy fizyczne i techniczne. Ale dlatego, że są bardzo młode, my musimy być nie tylko trenerami, ale i nauczycielami, wychowawcami. Po to też treningi przygotowujemy tak, by nie były nudne i nie budowały rutyny. Staramy się wyprzedzać ich potrzeby.

Są liderki w zespole?

Oczywiście! One są ważne w każdej drużynie. U nas to są Daria, Ola i Iga. To są liderki mentalne, które w 100% angażują się w każdy trening i na każdym pokazują koleżankom, że się nie zatrzymują w rozwoju, że się rozwijają w każdym elemencie gry. W siatkówce jest jak w życiu – zatrzymujesz się i tracisz pozycję, zostajesz w tyle.

Po nieudanych Mistrzostwach Europy w siatkówce były trener Andrzej Niemczyk sformułował tezę, że trzeba będzie przerwać rozgrywki ligowe i intensywnie pracować (…) Jeżeli ten zespół nie wywalczy kwalifikacji olimpijskiej, to żeńska siatkówka w Polsce może się skończyć. Co Pan o tym myśli?

To nierealistyczne. Poziom mistrzowski drużyny narodowej jest zawsze wynikiem wzrostu poziomu rozgrywek ligowych. Tak jest od lat we Włoszech, tak jest w Rosji, tak to się dzieje na naszych oczach w Turcji i tak jest w Holandii, chociaż specyfika reprezentacji tego kraju polega na tym, że najlepsze zawodniczki grają w mocnych ligach za granicą. Jeśli skoszarowana reprezentacja będzie grała tylko mecze sparringowe, które nie dają przeżyć związanych z prawdziwą walką na boisku, nie nabędzie odporności na stres. To nie rozwija. To nie jest dobra droga. Brazylijczycy spróbowali kiedyś tej metody przed Igrzyskami w 1992 roku. Dwa lata pracowali nad tą drużyną. Z Modeny, trenowanej przez mojego ojca, zabrali wszystkich swoich zawodników. I mieli najgorszy w historii start drużyny w Igrzyskach Olimpijskich. W siatkówce, która jest sportem bezkontaktowym, 50% sukcesu to zasługa techniki. Reszta to sprawy mentalne.

Słyszałem, że wszystkie drużyny LTS Legionovia i Sk banku Legionovia są zintegrowane i młodsze dziewczęta bywają na treningach drużyny prowadzonej przez Pana? Nie przeszkadzają?

Mamy 23 zawodniczki, które są zgłoszone do rozgrywek. 16 z nich gra. Ale te z młodszych grup mogą przyjść i brać udział w zajęciach. Dzięki temu mogą się lepiej rozwinąć, dać radość sobie i kibicom.

Rozmawiał Tomasz Uchman