Legionowo. Dożywocie dla policjanta. Zastrzelił, podpalił i zakopał biznesmena

mariusz-wojcik

46-letni Mariusz Wójcik prawomocnie został skazany na dożywocie, fot. GP/ms

Na dożywocie prawomocnie skazany został 46-letni Mariusz Wójcik z Legionowa, były szef białołęckiego posterunku policji.

We wtorek (18 października br.) warszawski Sąd Apelacyjny (SA) w całości podtrzymał karę orzeczoną względem niego w 2015 r. przez sąd I instancji i uznał go winnym zabójstwa 52-letniego Dariusza Sołowińskiego, biznesmena spod Ciechanowa. To pierwszy w historii, tak surowy wyrok dla oficera policji.

SA w miniony wtorek (18 października br.) w całości odrzucił apelację wniesioną przez obrońcę Wójcika na wyrok dożywocia, który zapadł w tej sprawie 26 listopada 2015r. przed Sądem Okręgowym Warszawa-Praga (SOWP). Mimo iż od samego początku tego typowo poszlakowego procesu, tj. od 12 października 2012r., nie było bezpośrednich dowodów wskazujących na sprawstwo oskarżonego, sędziowie SA uznali, że zabójstwo z premedytacją, którego dopuścił się policjant, szczególnie zobowiązany do obrony prawa, zasługuje na tylko jedną możliwą karę, jaką jest dożywocie. Wyrok jest prawomocny.

Nie zabiłem!

Przebywający już od marca 2011r. za więziennymi kartkami Mariusz Wójcik, w dalszym ciągu utrzymuje, że nie zabił biznesmena. Przed SA nie stawił się ani razu. Reprezentował go obrońca. Skazany 46-latek może jeszcze poprzez profesjonalnego prawnika wnieść kasację do Sądu Najwyższego (SN) od tego prawomocnego już wyroku. Jednak ten nadzwyczajny środek zaskarżenia, jakim jest kasacja, przysługuje jedynie w przypadkach stwierdzenia rażących naruszeń prawa w prawomocnych orzeczeniach sądowych i nie można z niego korzystać jedynie z powodu wymierzenia w nich niewspółmiernej kary.

Zabójstwo z zimną krwią

Ten typowo poszlakowy proces w sprawie makabrycznego mordu w okolicach wieliszewskiego Kałuszyna toczył się przed stołecznymi sądami 2 instancji już od przeszło 4 lat. Byłemu komendantowi policji z warszawskiej Białołęki, 46-letniemu Mariuszowi Wójcikowi, śledczy zarzucali, że 11 lutego 2011r. działając umyślnie zabił z policyjnej broni palnej 52-letniego Dariusza Sołowińskiego, strzelając do niego co najmniej 4 razy, 2 razy w głowę i 2 razy w plecy, a następnie podpalił jego zwłoki w celu zatarcia śladów. Trzecim zarzutem karnym było nakłanianie do składania fałszywych zeznań. Były policjant od początku śledztwa nie przyznawał się do zabójstwa, zaś na wielu rozprawach sądowych zwykle korzystał z prawa odmowy odpowiedzi na pytania i składania wyjaśnień. Jedynie na samym początku procesu, tj. jesienią 2012r. przyznał się do sfałszowania protokołu zdania broni służbowej oraz do nakłaniania swojego kolegi 44-letniego Piotra M. do składania fałszywych zeznań, do których to faktów nie przyznawał się podczas przesłuchań w legionowskiej prokuraturze w 2011r.

Pies przyniósł ludzką rękę

Przypomnijmy. W marcu 2011r., na jedną z działek w wieliszewskim Kałuszynie pies przyniósł częściowo zwęgloną ludzką rękę. Na miejsce ściągnęły szwadrony policji, które dość szybko w pobliskim lesie natrafiły na rozczłonkowane i nadpalone zwłoki człowieka. Śledczym udało się odnaleźć wyłącznie ich fragmenty, głowę z częścią korpusu, obie ręce i część nogi. Okazało się, że ciało należy do 52-letniego Dariusza Sołowińskiego, biznesmena spod Ciechanowa, który na legionowskim rynku nieruchomości prowadził liczne interesy. Wkrótce podejrzanym o dokonanie tego brutalnego mordu stał się Mariusz Wójcik, były wiceszef legionowskiej policji. Wówczas kierował on Komisariatem Policji (KP) na warszawskiej Białołęce, zaś pracę w policji łączył ze wspieraniem interesów żony, która w Legionowie prowadziła sklepy odzieżowe. Zamordowany Dariusz Sołowiński był właścicielem jednego z wynajmowanych przez nią lokali.

Mocne i logiczne poszlaki

Proces w sprawie morderstwa Dariusza Sołowińskiego od samego początku miał charakter poszlakowy. Nie było bowiem bezpośrednich świadków zabójstwa. Nie wiadomo też było, gdzie dokładnie doszło do tej zbrodni. Kluczowymi poszlakami w sprawie były m. in. fragmenty ściółki z miejsca znalezienia zwłok na butach skazanego, broń policyjna P-64 pochodząca z KP Białołęka, z której oddano mordercze strzały, oraz potwierdzające te 2 poszlaki, opinie 2 biegłych sądowych z zakresu mineralogii oraz badań broni i balistyki. Pistolet P-64 należał do podwładnego Wójcika, który twierdził, że oskarżony kazał mu oddać broń i bez wyjaśnienia opuścił z nią białołęcki komisariat policji w dniu morderstwa. Następnie tego samego dnia wieczorem innemu pracownikowi kazał sfałszować wpis dotyczący godziny jej zwrotu. Dodatkowo broń, z której zabito biznesmena, miała uszkodzoną pilnikiem lufę, w celu uniemożliwienia dopasowania do niej łusek. Także na polecenie Wójcika broń wyczyszczono, gdyż twierdził on, że część pistoletów starego typu P-64 ma niebawem zostać wycofana z użytku. Zdaniem śledczych motywem zbrodni miało być 14 tys. zł. Ta kwota to czynsz za lokale, które wynajmowała od ofiary żona Wójcika. W ich opinii interes ten jednak nie szedł jej najlepiej. Właśnie ta niemożność spłaty czynszu miała pchnąć jej małżonka do tej makabrycznej zbrodni. Podczas miesięcznej obserwacji psychiatrycznej w areszcie śledczym biegli orzekli, że Mariusz Wójcik jest poczytalny. Sędziowie z sądów 2 instancji prowadzący tę trudną sprawę zgodnie uznali, że powyższy ciąg poszlak jasno i logicznie wskazuje, iż to właśnie oskarżony Mariusz Wójcik zabił Dariusza Sołowińskiego.